środa, 4 lipca 2012

rozdział 61

Mateusz wrócił popołudniu. Pierwszy raz w życiu widziałam go wyczerpanego. Może nie dawał po sobie pokazać, że potrzebuje krwi, ale ja to widziałam. Miał podkrążone oczy, bladą twarz i ledwo chodził.
Stałam właśnie przy oknie w bibliotece gdy usłyszałam Davida i Mateusza jak się kłócą. Spróbowałam podsłuchać.
- Pozwoliłeś jej wejść do tego pokoju?! Zwariowałeś?!
- Spokojnie!
- Jak mam być spokojny kiedy wiem, że ona tam weszła! Specjalnie zamknąłem te drzwi by tam nie weszła.
- Nic nie wzięła.
- Jesteś tego pewny? - Zbladłam. Przewijały mi się tysiące myśli przez głowę, ale jedna najczęściej " Proszę nie mów mu, błagam"
- Jestem. - Wypuściłam powietrze. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że je wstrzymałam. Poczekałam aż pójdą i potem sama ruszyłam do salonu po drodze biorąc whiskey. Usiadłam obok Mateusza i wzięłam łyk trunku.
- Nie powinnaś pić. - Powiedział Mati.
- Dlaczego? -Spytałam.
- Bo to niszczy organizm. -Patrzyłam na Mateusz i nie mogłam wydusić słowa.
- Niech pije. Jest pełnoletnia to teraz niech dba o siebie sama. - Odparł David popijając Burbon.
- Może i ty se niszczysz organizm, ale nie pozwolę na to Elenie! - Zapadła cisza. Ja trzymałam wzrok na podłodze, David trzymał alkohol w ręce i się nie odezwał - co jest dziwne jak na niego- a Mateusz zbladł. - Przepraszam. Pójdę się położyć. - Mateusz wstał. Chciałam go powstrzymać.
- Mateusz! - Nie słuchał... albo nie słyszał. Tak po prostu se wyszedł.
- Chcesz?  -Spytał David podając mi burbon.
- Dajesz mi alkohol? Nie masz za grosz uczuć?
- Jestem wampirem. To nie leży w mojej naturze. - Spojrzałam na niego z obrzydzeniem.
- Gdyby to nie leżało w twojej naturze to byś mnie wydał. Dziękuję Ci za to, ale jeden dobry czyn nie odkupi miliona złych Davidzie. Zapamiętaj to sobie.  -Wyszłam. Słyszałam jak po chwili burbon roztrzaskuje się na ścianie. Chciałam się wrócić. Nawet nie wiem dlaczego ,ale chciałam, lecz mózg podpowiadał mi, ze nie powinnam tego robić.

-Justin? Muszę z Tobą o czymś porozmawiać. Gdzie możemy się spotkać? - Spytała Is trzymając się kurczowo kołdry.
- Za 5 minut mam przerwę. Może spotkamy się w mieście? Bam Bam Cafe?
- Wolałabym bardziej ustronne miejsce.
- Tam gdzie zawsze?
- Okej. - Is rozłączyła się. Ubrała na siebie bluzę z kapturem - gdyż na dworze szalał deszcz - i buty i szybko wybiegła z domu. Dopiero gdy dotarła do Gdańska już się nie śpieszyła. Wszystkie słowa, które wcześniej poukładała se w głowie plątały jej się.
- A co jeżeli nie dam rady? - Spytała na głos. Przestraszyła się gdy ktoś jej odpowiedział na szczęście był to Justin.
- Co się nie uda?
- Ja.. ten.. no... - Spuściła głowę. Była tak roztrzepana, że nawet nie spostrzegła kiedy dotarła na miejsce. - Musze z Tobą porozmawiać. - Powiedziała cicho.
- Okej. Może pójdziemy gdzieś pod dach? Strasznie pada. - Is czuła jak pada coraz mocniej, ale nie chciała by ktokolwiek ich zobaczył.
- NIE! - Justin który złapał Is za rękę puścił ją.
- Dlaczego?
- Bo... bo ja...ty.. my.. my nie...
- No wykrztuś to wreszcie. - Is zaczęła płakać. Justin zobaczywszy to przytulił ją. Czuła bijące od niego ciepło. Nie chciała tego stracić. Justin był dla niej całym światem. Razem opiekowali się Lilli mimo iż to nie było dziecko Justina. On poświęcił dla niej całą karierę, wszystko żeby tylko być z nią a ona jak mu się odpłacała? Pozbieraj się! To dla dobra twoich przyjaciół! -Przepraszam. Nie chciałem.
- Justin my... my nie... nnniee..- Is łkała.Justin patrzył is w oczy.
- Spokojnie kochanie. Może poczekać. - Justin chciał ją przytulić ,ale ona go odtrąciła.
- Nie może. Chodzi o to, że... my nie... nie możemy być razem! - Justin stał dęba. Otwierał i zamykał usta. W końcu wykrztusił coś co miało znaczyć
- Dlaczego?
- Nie mogę powiedzieć. Gdybym Ci powiedziała... przepraszam. Musze iść. - Justin złapał Is za ramię
- Chodzi o to, że Cię zostawiłem? - Is rozmazał się cały makijaż. Wiedziała, ze wygląda jak klaun, ale miała to gdzieś, chciała jak najszybciej już obie pójść.
- Nie.
- W takim razie o co? - Justin nie słysząc żadnej odpowiedzi powiedział - Chodzi o tego James'a tak? Wolisz go ode mnie?
- NIE! Ja Ciebie kocham idioto! Jeżeli tez mnie kochasz to proszę. Nie pytaj o powód tylko po prostu pozwól mi odejść. - Justin puścił ramie Is.
- Będziemy kiedyś znów razem? - Spytał bardzo cicho. Is chciała mu wyszeptać, że zawsze będziemy, ale nie dała rady. Odwróciła się napiętym krokiem i ruszyła przez miasto zostawiając Justina za sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz