wtorek, 27 grudnia 2011

rozdział 48

-Głupi brunet, myśli, że może wszystko.AAAAA!
-Paula, co tak wrzeszczysz?
-Zamknij drzwi.-Susan weszła do środka zamykając za sobą drzwi.
-Co?
-Ten...ten...Mateusz spytał się Angeliki, czy będzie z nim chodzić.
-I co z tego?
-Co z tego?!Yh!
-Nie jesteście już razem a Mati może robić co chce. Jest wolny, zresztą ty też. Mogłabyc juz przestać się użalać nad sobą i żyć życiem.
-Ty nic nie rozumiesz prawda?
-Rozumiem więcej niż Ci się wydaje.-Wyszła na korytarz.Wybiegłam za nią.
-Co to ma znaczyć?-Susan tylko się uśmiechnęła i zeszła na dół.

W szkole...
-Przestań się na niego gapić bo Ci oczy wypadną.-Powiedział Mariusz.
-Ale o kim ty mówisz? Ja na nikogo się nie gapię.-Spojrzałam zwyczajnym wzrokiem na niego.
-Mówię o Mateuszu. On już ma inną nie zmienisz tego.-Ze łzami w oczach powiedziałam:
-Ja go Kocham i nie potrafię o nim myśleć.Ty tego nigdy nie zrozumiesz.-Zadzwonił dzwonek. Wzięłam plecak i poszłam do klasy.
Na lekcji Ewa podsunęła mi liścik.
-Co jest?
-Ale o co chodzi?
-Jesteś taka smutna...
-Bo tęsknię.
-Wiem...może z nim porozmawiaj.
-Próbowałam.
-I co?
-To co zawsze. Powiedział, że tak będzie lepiej.
-Nie rozumiem.
-A ja tak...to znaczy,że prawdopodobnie już nigdy nie będziemy razem....-Zadzwonił dzwonek.

Kilka dni później...
-Chodź z nami....nie możesz siedzieć w domu w czasie sylwestra.
-Dlaczego nie?Lubię to.
-No chodź...Mariusz coś zaśpiewa, Ewa będzie coś tam robić a ja będę stać i patrzeć.
-Heh. Fajna propozycja, ale nie mam ochoty sorki.
-No chodź...
-No dobra...-Ubrałam się i wyszliśmy.Poszliśmy najpierw nad jezioro a potem pojechaliśmy do miasta na bloki.
Gdy szliśmy na plac, zobaczyłam Mateusza z Angeliką i innymi.Nie chciałam tam iść, ale Mariusz już poszedł a Monia nalegała więc się zgodziłam.Mateusz bawił się w najlepszego. Zresztą Monia, Mariusz i Ewa tez tylko ja byłam takim wyrzutkiem.Po chwili Ewa spytała się czemu jestem smutna a Mati to usłyszał.
-Z mojego powodu.Prawda Paula?
-Nie pochlebiaj sobie.
-No to się pochwal czemu jesteś taka zamulona.
-Nie.
-No dawaj.
-Nie!
-Powiedz!
-Bo Cię Kocham! Kocham Cię, a ty masz mnie w dupie...-Wyszłam z placu i poszłam na przystanek autobusowy i chciałam zadzwonić po taksówkę,ale ktoś zabrał mi telefon.Gdy spojrzałam się zobaczyłam Mateusza.
-Ja Cię zawiozę.
-Po to byś mógł opowiadać jak to byłam naiwna i wsiadłam z tobą do samochodu.
-Nie. Chce z tobą porozmawiać.
-Możemy tu.
-Jak chcesz, ale do domu wrócisz  za 4 godziny bo taksówek raczej już nie ma.
-Niech Ci będzie, ale jak ktoś się dowie to cię zabiję.
-Słowo honoru, że nikomu nie powiem.-Wsiedliśmy i wyruszyliśmy w stronę mojego domu.
-No więc...o czym chciałeś rozmawiać?
-O nas.-Musiałam zrobić głupią minę bo powiedział:-Nie dziw się tak.
-Nie obchodzi mnie to co powiesz bo i tak nie będzie mieć to znaczenia bo jesteś z Angeliką.
-Z kim?
-No z Angeliką... byłeś z nią na placu.
-A tą.-Zaśmiał się.-Nigdy z nią nie byłem. Wymyśliła to sobie bo odmówiłem gdy spytała się czy z nią będę.
-Na prawdę?
-Tak-Spojrzał na mnie.-Chcę być tylko z tobą.Nawet jeżeli nie możemy być razem bo ja jestem wampirem z wielka mocą a ty zwykłą dziewczyną, która oddała swoje moce.
-Właściwie...to nie oddałam ich.
-Co?!-Zatrzymał samochód.
-Też myślałam, że je oddałam, ale następnego dnia dowiedziałam się, że była wtedy północ a w czasie północy nie da się oddać mocy.
-Widziałem na własne oczy.
-Przykro mi .A teraz może byś ruszył bo jeszcze nas zatrzymają.-Odpalił samochód.-Mati...
-Tak?-Wzięłam jego rękę.
-Możemy spróbować...-Uśmiechnął się.Gdy dojechaliśmy pocałował mnie.

KONIEC ;p

poniedziałek, 5 grudnia 2011

rozdział 47

-Dzięki za wspaniały wieczór.-Powiedziałam późnym wieczorem do Mateusza.
-Proszę.-Staliśmy wtuleni w siebie i patrzelismy sobie w oczy.
-Bedę już szłam
-Tak, jak też.-Pocałowałam go w policzek.
-Pa.
-Pa.-Weszłam do środka, a Mati wsiadł do samochodu i pojechał.
-Fajny chłopak z tego Mateusza.-Powiedział James, gdy weszłam do salonu.
-Wiedziałam, że się do niego przekonasz.
-Córciu...nie ważne z kim się spotykasz, no chyba, że z gangsterami,wampirami,wilkołakami i resztą co raczej jest mało prawdopodobne bo wampiry nie istnieją...
-Tato...
-Przepraszam.Więc jak już powiedziałem nie ważne z kim się spotykasz,ale ważne, że jesteś szczęśliwa z tą osobą.
-Tak wiem tato.-Przytuliłam go.
-Ale Mateusz nie jest żadnym gangsterem co?
-Tato!-Szturchnełam go lekko.
-Żartowałem.-Uśmiechnął się.
-Justin!Pomożesz mi ?!-krzyknęła Elizabeth z kuchni.
-Chętnie proszę pani!-Krzyknął Justin i poszedł do kuchni.
-Wielka ta nasza rodzinka.-Powiedziała Susan.
-I niezła.-Powiedziała Natasha.
-Mało powiedziane.-Powiedziałam.
-A właśnie Paulina co ty znowu kombinujesz?-Spytała podejrzliwie Susan.
-Ale o co chodzi?-Spytałam zdziwiona.
-O imprezę.-Susan.
-Jaką imprezę?-Spytałam nadal nie wiedząc do czego zmierza.
-Z okazji naszych urodzin.-Lekko pobladłam.
-Jak ja żadnej imprezy nie robię!-Powiedziałam prawie krzycząc.
-Tsa...mów co chcesz ja wiem swoje.Cała szkoła już o tym chuczy.
-Ja nie robię żadnej imprezy!-Krzyknełam.
-Upieraj się dalej, ale ja i tak wiem swoje.Taka głupia nie jestem-Natasha siedziała na fotelu jedząc winogrona i sms-ując.Właśnie dostała sms-a.
-Piotrek z klasy właśnie napisał mi ,że dziwi się, że nie wiem o własnej imprezie.Pewnie uważa mnie za idiotkę.-Powiedziała Natasha.
-Oj Paula wkopałaś się.-James.
-Dzięki za pomoc ojcze.-Usiadłam obrażona na kanapę.
-Skoro chciałaś zrobić imprezę to mogłaś powiedzieć.-Natasha
-To miała być  niespodzianka, ale teraz to będzie zwykła impreaza.-Paula
-Nie,jeżeli udamy zaskoczone...-p.Susan
-Co masz na myśli?-Natasha.
-Chodzi o to by...-Susan.

W szkole...
-Do zobaczenia na imprezie!-krzyknęła Magda.
-Ale bedzie zabawa.-P.Susan
-Nie mogę sie doczekać.-p.Natasha.
-Ej a gdzie Justin?-Pauline.
-Ma jakieś tam zajęcia.-Susan.
-O patrzcie!Iza!-Pauline.Podeszłyśmy.
-Cześć co tam?-Spytała Iza.
-A dobrze...a jak u Ciebie?Jak Lilly?-Spytałam.
-U mnie nudy.Lilly jest zdrowa, mało przybiera, tylko 100 gram na tydzień
-Ale dobrze, że jest zdrowa.Powiedziałam
-Jest piekna.-Powiedziała Susan.Dopiero teraz wszyscy zauważyli, że stoi koło wózka i patrzy na małą.
-Dziękuję.-Odpowiedziała krótko Iza.
-Przepraszam Cię.Nie chciałam...to co powiedziałam,ja...ja tak na prawdę nie myślę.Lubię Cię a Justin cieszy się, że ma dziecko.Mogłybyśmy się pogodzić dla dobra dziecka i Justina.-Powiedziała Susan.
-Justin jest twoim chłopakiem, a ty z dzieckiem nie masz nic wspólnego, no oprócz tego, że właściwie jesteś jego ciocią.
-Na prawdę?-Uśmiechnęła się.
-Nie, żartuję bo mam już cię dosyć wiesz. Jesteś jego ciocią do póki jesteś z Justinem, ale pamiętaj to moze się zmienic w każdej chwili.
-Co ty mi grozisz?
-Nie, tylko ostrzegam.Też cieszyłam się, że Justin będzie ze mną, ale zostawił mnie dla Ciebie...
-Myślisz, że Justin po jednej nocy z tobą by był z tobą?Dziewczyno opanuj się. On nigdy by nie był z kimś takim puszczalskim.
-Osz ty...-Iza żuciła się na Susan.Ledwo je od siebie odtrąciłam.
-Przestancie! Zachowujecie się jak małe dzieci! -Zobaczyłam Mateusza stojącego na drugiej stronie.-Muszę iść. Obiecujecie się nie zabić?-Pokiwały głową.Podeszłam do samochodu i wsiadłam. Po chwili przyszła reszta.

w domu...
-Ej, Paula. Piotrek się o Ciebie pytał.-Justin.
-Ta? O co konkretnie?-Spytałam obojętnym tonem.
-Czy będziesz na imprezie?
-A ty co mu odpowiedziałeś?
-Powiedziałem, że raczej tak.
-I co?
-Co?
-Co odpowiedział?
-Dzięki i poszedł.
-Przez tego Piotra możesz mieć kłopoty.-Wtrąciła się Natasha
-Wiem
-O co chodzi?
-y...o nic.Poprostu Paula chodzi z Mateuszem, a gdy bedzie gadać z Piotrem może dojść do łótni między nia a Matim.-Susan.
-Ten chłop Cię ogranicza mała.-Justin.Gdzieś to już słyszałam...tzn. coś podobnego, ale gdzie?-pomyslałam.
-Robisz mi kompleksy.
-Jakie?
-Nazwałeś mnie mała.
-Przepraszam madam, już nie będę.
-Zjecie coś?-Spytała Natasha i położyła miskę pełną chipsów, którą trzymała od początku gdy tu przyszła na stół.

miesiąc później...listopad
-Szkoda, że musisz już jechać.-Powiedziałam do Natashy.
-Niestety.Wytwórnia chce posłuchać tej nowej piosenki-Natasha.
-Dasz radę.Zobaczysz, wszystko pójdzie dobrze.
-Ty to potrafisz dodać ducha.-Przytuliłyśmy się.-Pogodziliście sie?
-Nie, twierdzi, że starał się mnie chronić.Już dłużej nie wytrzymam bez niego.
-Musisz z nim pogadać.Musisz walczyć.

A o kogo chodzi? O Mateusza. Pokłócilismy się miesiąc  temu, gdy zrobiłam tę imprezędla Susan i Natashy. Był na niej Piotr.Nie pamiętam jak to się stało, ale go pocałowałam.
-Ja tego nie chciałam!Na prawdę!Ja...ja nie wiem jak to się stało przysięgam...musisz mi uwierzyć.Nigdy bym Ci tego nie zrobiła...
-Spokojnie już nie bedziesz musiała, już to zrobiłaś.
-Mateusz...
-Co?
-To nie tak...
-A jak?-Stał i czekał, a ja nie wiedziałam co powiedzieć...-Tak myślałem.-Tak przebiegłam nasza rozmowa.Od tego czasu nie rozmawialiśmy.


-Jasne porozmawiam
-Na pewno?
-Tak
-Dasz radę.
-Pa
-Pa.-Pożegnałysmy się.Ona wsiadła do samochodu, a ja poszłam do domu.Po chwili ktoś zapukal do drzwi.Otworzyłam.
-Cześć-Powiedział Tom.
-Tom?-Zaśmiał się.
-Ej, aż tak się nie zmieniłem.
-Wejdź.-Wszedł do środka.-Co tu robisz?
-Przyleciałem się  zobaczyć z Is.
-Tu jej raczej nie spotkasz.
-Wiesz może gdzie mieszka?
-Tak...
-Dasz mi jej adres?
-Jasne, ale przeciez moge do niej zadzwonic to przyjedzie.
-Wolę do niej pojechac...
-Spoko.-Napisałam adres Izy na kartce i mu dałam.Szybko wyszedł.

-Wiesz, że Tom był u mnie?
-Tak, był u mnie po twój adres.
-A więc to ty mu go dałaś?
-Tak, ale powiesz mi o co chodzi?
-Justin nie jest ojcem Lilly.Tom nim jest.
-Co?
-Skłamałam bo nadal kocham Justin, ale on ma mnie gdzieś.
-To znaczy, że z nim nie byłaś?
-Byłam, ale do niczego nie doszło.
-Okłamałaś nas wszystkich.-Is spojrzała na zegarek.
-Muszę już iść.
-Gdzie?
-Nie ważne.
-Musisz powiedzieć Justinowi prawdę.-
-Ta,ta...-Poszła jakąś ścieżką.
-Is...
-Co?
-Samochód jest tam...-Pokazałam jej drugą ścieżkę.Wróciła się.
-Wiedziałam tylko chciałam coś sprawdzić.
-Ta...-Wsiadłysmy.Is powiedziała bym ją wysadziła koło Mc'Donalda, zrobiłam jak chciała i pojechałam do domu.
-Co tam?-Spytałam się Jamesa, gdy weszłam do kuchni.
-Obiad robię.
-Ty?
-Co w tym dziwnego? Przecież robiłem to prze ostatnie kilka miesięcy.
-Ta...Ale szczerze twoje obiady były do kitu.Elizabeth nie będzie gotować?
-Ćśśś....chcę jej zrobić niespodziankę.
-Ta...powodzenia.Mamy się usunąć z domu?
-Moglibyście?
-Yhym.
-Nie wyganiam Was,po prostu...
-Rozumiem.
-Bo jak nie to ja...
-Tato.
-Coś wymyślę...
-Tato!-Ucichł-Rozumiem.
-Przepraszam Cię, poprostu się denerwuję.
-Pomóc Ci w czymś?
-Wiesz jak się gotuje ziemnaki?-Usmiechnęłam się.Wyciągnełam garnek.
-No więc....-Zaczęłam pomagać tacie.

-Wygląda pysznie.
-Bez Ciebie by się nie udało.
-Wiadomo.Mam talent.


Grudzień...
Co u nas słychać? Pamiętacie jak wysadziłam Is koło Mc'Donalda? Poszła wtedy pogadać z Justinem.Powiedziała mu cała prawdę.Teraz są ze sobą. Toma zniknął zaraz po włamaniu się do muzeum. Ja nie rozmawiałam z Mateuszem.Piotrowi powiedziałam, że kocham tylko i wyłącznie Mateusza a ten powiedział, że prędzej czy później i tak się oprze jego urokowi i oddam mu całą swą moc. Przestałam z nim gadać. Monika i Mariusz nadal są parą.James i Elizabeth już oficjalnie są małżeństwem.Ewa chodzi z takim jednym z innego miasta.Susan nadal z nami mieszka, ale nie odzywa się do Izy, gdy do nas przychodzi. Justin wyjechał do Ameryki.To tyle...

Fajny? :)

wtorek, 18 października 2011

Rozdział 46

-Susan musimy pogadać-Powiedziałam następnego dnia rano przed szkołą.
-Nie gadam z tobą.
-Chodzi o tatę.-Pauline
-O! Teraz to tata, a wcześniej James.-Susan
-Przestań traktować mnie jak egoistkę! Może i wcześniej miałam wszystkich gdzieś i nie liczyłam się z ich uczuciami, ale ludzie się zmieniają Sus. Ja się zmieniłam.Pomyśl, czy ty przypadkiem też się nie zmieniłaś,ale na gorsze!
-Daj mi spokój!-Krzyknęła Susan i wyszła z pokoju.

W szkole...
-Co chcesz zrobić?-Spytała Monika.
-Chcę przygotować dla nich wspaniały wieczór, ale Susan mi nie pomoże.
-Skąd wiesz?Gadałaś z nią?-Spytała Monika.
-Tak, gadałam.Powiedziała, że mam zostawić ją w spokoju.
-Aha.-Monika.
-Trzeba coś zrobić bo w końcu przestanie się odzywać i stanie się Emo!-Powiedział Mariusz.Wszysc, oprócz mnie zaczęli się śmiać.
-Przestań z niej żartować!
-O co Ci chodzi?
-Może i jest wredna, ale to moja siostra!Nie powinieneś tak o niej mówić!
-Dobra.Ona traktuje Cię jak szmatę, a ty ją bronisz.Spoko.-Wkurzyłam się.Wzięłam swój plecak i poszłam do biblioteki.
-Paula!-Krzyknęła Monia.Wypożyczyłam sobie książkę i zaczęłam ją czytać.Była strasznie nudna,więc przestałam i zajęłam się czymś innym.

Po jakimś czasie...
-O tu jesteś!-Monia
-Wow.Znalazłaś mnie.Brawo!-odpowiedziałam.
-Co jest?-powiedziała Monia i razem z Mariuszem weszła do środka
-Nic.Po prostu mam dość tego jak Mariusz wszystkich krytykuje.
-Co O ty szma.to.!-
-Widzisz. Tak właśnie traktujesz wszystkich.Nawet przyjaciół. Chyba tylko Monikę traktujesz inaczej.
-Co ty sobie myślisz?!Przyjeżdżasz tu po tylu latach i mówisz jaki jestem a wgl. mnie nie znasz.Myślisz, że kim jesteś?
-Pauliną, twoją przyjaciółką.
-I co z tego?
-To, że przyjaciół powinno się szanować a nie wyzywać, bić itd.
-Niee.-Wszyscy się śmiali oprócz mnie.
-Wcześniej miałeś pretensje o to, że nic Ci nie mówimy, ale na to żeby komuś wszystko wyjawić trzeba mieć do niego zaufanie, którego mi do Ciebie brakuje.
-Dobra weź ogarnij pieroga.
-Ech..-Wzięłam plecak i poszłam na lekcję.Mamy religię.

-W końcu wolność!-Krzyknęła jakaś dziewczyna, która wyszła jako pierwsza ze szkoły.
-Co ty taka przygnębiona co?-Spytał się Piotrek.Uśmiechnęłam się.
-Kiepski dzień.
-Coś się stało?
-Nie...-W sumie czemu mu nie powiedzieć?Przecież to nie tajemnica.-...pokłóciłam się z Mariuszem.
-Tym co zawsze z wami stoi.
-Tak, właśnie z tym.
-Nie przejmuj się.Nie jest tego wart.-Stanęliśmy koło mojego samochodu.
-To mój przyjaciel. Głupio się czuję gdy jestem na niego pokłócona.
-Na tym chyba polega przyjaźń co nie?Żeby zawsze mówić sobie prawdę.Nigdy nie wiadomo co z tego wyjdzie.
-W sumie masz racje...ale np. z Moniką, Izą, czy Natashą nigdy się nie pokłóciłam.Kłóciłam się jedynie z Ewą,Mariuszem i Susan. Z Susan głównie o Justina, albo o ojca.
-O boże!
-Co?
-Nie wierzę, że Susan chodzi z Bimberem.!Jak można z kimś takim chodzić?
-Ta...wiesz co muszę już iść pa.
-Pa.-Pożegnaliśmy się.Po chwili się odwrócił i krzyknął:
-Ej mała! Nie czerwień się tak na mój widok!-Boże! Co za wstyd! Połowa szkoły się spojrzała, łącznie z Mateuszem, który patrzył na mnie z żalem.Podszedł.
-Cześć-Powiedziałam.
-Kto to?
-Piotrek, kolega z klasy, a co?
-Nie gadaj z nim, ani się do niego nie zbliżaj.
-Dlaczego?
-Zrób to dla mnie.-Chciałam tą kłótnię zakończyć, ale korciło mnie by się dowiedzieć wszystkiego na temat Piotrka.
-Powiedz, to dla tego przyjechałeś? Po to by powiedzieć mi, że mam się z nikim nie spotykać?
-Nie z nikim, tylko z nim.
-Myślałam, że mnie kochasz, ale chyba się przeceniłam.
-Kocham Cię i nie chcę by Ci się coś stało.Dlatego proszę zrób to o co Cię proszę.
-Nie mogę.Przykro mi.-Wsiadłam do samochodu.
-Pauline, to dla twojego bezpieczeństwa.
-Jesteśmy w Polsce Mati. Paulina, nie Pauline.-Zamknęłam drzwi.Po chwili przyszła Susan,Natasha i Justin.
-Co jest?-Spytała się Natasha.
-Nic.-P.
-To dlaczego masz czerwone poliki i oczy?-N.
-Ze zmęczenia.-P.
-Kłamiesz! Płakałaś.!-N.
-Nie!-P.
-Przecież masz mokre oczy!-N.
-Padało...-P.
-Okej...powiedzmy, że wierzę. Tylko że dziś jest cały dzień słońce.-N.
-Zostaw mnie.-P.
-Zostawię jak powiesz co się stało.N.
-Proszę, jedzmy już.-Przez całą drogę się nikt nie odzywał. Było cicho jak na pogrzebie.Gdy dojechaliśmy do domu wszyscy w ciszy wyszli z samochodu i tak samo weszli do domu. Ja od razu poszłam na górę, zostawiając wszystkich na dole.Zabrałam się za lekcję. Po kilku godzinach, kończąc rozprawkę na polski weszła do mnie Susan.Strasznie się zdziwiłam.
-Co ty tu robisz?
-Mieszkam?-S.
-Ale tu. W moim pokoju.Nigdy tu nie byłaś.-P.
-Heh.-S
-Co?-P.
-Nigdy, nie mów nigdy.-S
-Heh.Słowa Justina.-P.
-Tak...-S
-Coś się stało?-P.
-Chciałam....chciałam Cię przeprosić.Za to wszystko co o tobie mówiłam.Ja tak na prawdę nie myślę.
-Nic nie szkodzi.Należało mi się.
-Tak, ale za bardzo na Ciebie najechałam.
-Tak?Myślisz, że mi się należało? Ale miła jesteś!
-No co? Byłaś wcześniej egoistką!-Zaczęłyśmy się śmiać.
-Ładnie tu.-S.
-Dzięki.-P.
-O co chodzi z Mateuszem?-S.
-Co?-P.
-Widziałam jak dzisiaj z nim rozmawiałaś. nie wyglądało to zbyt dobrze-S.
-Zakazał mi gadania i spotykania się z Piotrkiem.
-Dlaczego?
-Powiedział, że się o mnie troszczy i nie chce by coś mi się stało.
-Paulina. Mateusz ma niewyobrażalną moc. Pamiętasz jak jego ojciec powiedział żebyście się ze sobą nie spotykali? Możecie się ze sobą na wzajem pozabijać.
-To nie ma nic ze sobą wspólnego.
-Chodzi o to, że Mateusz by nie ryzykował twojego życia tylko po to by powiedzieć Ci żebyś się nie spotykała ani nie gadała z jakimś tam kolegą. Piotrek najwidoczniej coś kombinuje i to ma związek z tobą. Mateusz chce Cię obronić. Daj mu szansę.
-No dobrze.A powiedz...jak z Justinem?-P.
-Co?-Uśmiechnęła się.-S.
-No...wiesz...jakieś pikantne nowości?
-Ej?
-No co? Głupia nie jestem.Zbliżyliście się do siebie i to bardzo.
-Nie. Justin nie chce tego na razie zrobić. Twierdzi, że woli poczekać do ślubu.
-Uuu....
-Ej!-Rzuciła we mnie poduszką.
-To jak?
-Co?
-Pomożesz mi z przygotowaniem najwspanialszego dnia dla naszej przyszłej mamy?-Uśmiechnęła się.
-Chętnie. -Wzięłyśmy zeszyty i zeszłyśmy na dół.Justin i Natasha siedzieli w salonie.
-Posłuchajcie,chcemy przygotować wspaniały dzień dla sekretarki naszego taty.- Paulina.
-James chce się oświadczyć naszej sekretarce.-S.
-Musimy załatwić wspaniałe miejsce, jedzenie,picie, muzykę, pierścionek, i żeby oboje się tam znaleźli w danym dniu o danej porze.-Paulina-miejscem ja się zajmę.
-Ja mogę załatwić muzykę.-Justin.
-Ja jedzenie i picie.-N.
-A ja pierścionkiem.-S.
-No to do roboty.-Paulina.Wszyscy zabrali się za telefony. Ja także.

Po kilku godzinach....
-Po kilku nieudanych próbach udało mi się znaleźć idealne miejsce dla naszych  gołąbeczków-P.
-Picie i jedzenie także załatwione.-N.
-A jak muzyka?-P.
-Na razie mają napięty grafik, ale przekonam ich.-J.
-Dobra.A gdzie Susan?-Susan z Jamesem weszli do domu.
-Uf....nie wiedziałam, że znalezienie pierścionka może tyle zająć!-Wszyscy zaczęli się śmiać.-Na serio!Mam już dosyć zakupów na najbliższy miesiąc.
-Matko!-P.
-Co?-Spytali wszyscy.
-Zapomnieliśmy o kwiatach!
-Spokojnie, ja się tym zająłem.-Justin
-Serio?Na prawdę? Na 100%?
-Tak.Będą czekały w restauracji.
-Dobra. Teraz tylko Trzeba zadzwonić do Elizabeth.-James wykręcił numer.Pokazał byśmy ucichli.
-Kochanie?Posłuchaj, chcę abyśmy się dzisiaj spotkali przy ul.Ołowianka 1.Tak?Dobrze. Do zobaczenia. Pa.Też Cie kocham.-Rozłączył się-Będzie.
-No to jedziemy.!-N.
-Słucham?-James.
-Tato. Nie wiesz jak tam dojechać, poza tym na miejscu wszystko Ci wyjaśnimy.-Paulina.
-No dobra.-Wszyscy ubrali kurtki, bo na dworze o tej porze roku i do tego w nocy jest zimno.Wsiedliśmy do samochodu. Gdy dojechaliśmy wysiadłam pierwsza i weszłam szybko do restauracji, reszta zrobiła to samo.
-Dzień dobry, mam tu rezerwację na nazwisko Ignasiak.-Mężczyzna w czarnym garniturze zajrzał do wielkiej księgi.
-Tak,ale...
-Dla 2 osób, tak wiem.To dla mojego taty i Elizabeth. Mój ojciec chce się oświadczyć jej.
-Gratulację-Powiedział to zwracając się do Jamesa.
-Jeszcze nie ma czego.-Odpowiedział James.
-Wracając do naszego stolika...
-A tak. Stolik proszę pani jest gotowy, kwiaty i muzyka także.-Wszyscy ruszyli w stronę stolika a ja poszłam na tył łapiąc po drodze Justina.
-Mówiłeś, że nie załatwiłeś muzyki.-Justin tylko się uśmiechnął i poszedł do reszty.Zrobiłam to samo. Gdy wszystko zostało już omówione zobaczyliśmy Elizabeth idącą w stronę restauracji, więc szybko wszyscy schowali się do kuchni i wyszli tyłem.Poszliśmy do kina, zostawiając wszystko losowi.Po drodze spotkałam Mateusza z jego kolegami i ich dziewczynami,wiec ich zaprosiłam.Zgodzili się.

W restauracji.....
-Cześć.-Powiedziała Elizabeth.
-Witaj kochanie.-Przywitali się i usiedli.-Jak minął dzień w pracy?
-Dobrze, a u Ciebie?-E.
-Także dobrze.-J.
-To dobrze.-E.
-Tak....może coś zamówimy?
-Chętnie.Otworzyła menu i uśmiechnęła się.
-Coś się stało?-Elizabeth pokazała menu Jamesowi.Na całym menu było wypisane "wyjdziesz za mnie?Błagam!!"-Zgadzasz się?-Elizabeth popłakała się.Kiwnęła głową na tak.
-Tak.-James kiwnął do kelnera żeby przyniósł pierścionek.James kleknął przed Elizabeth i założył jej na rękę.-James...on..on jest piękny.
-Susan mi pomagała wybrać-Uśmiechnęła się.Pocałowali się.

W domu....
Wszyscy, to znaczy Mateusz, Justin,Susan,Natasha i Paulina bo reszta nie chciała iść, po kinie poszli do domu Pauliny i Susan.
-Kino było super.-Justin
-Chyba popcorn.-Powiedziała Susan i wszyscy się zaśmiali.
-Ej!-Justin
-Daj spokój! Jadłeś go przez cały film. Wątpię że w ogóle pamiętasz na co poszliśmy.-Paulina.
-No na ten...hm...no dobra nie pamiętam, ale to było po polsku mam prawo nie pamiętać!-Justin.
-Stary, lepiej się podaj bo one Cię pogrążą!-Powiedział Mati.
-Hej!Wcale nie!-Powiedziała Natasha. Wszyscy zaczeli się śmiać.Nagle wszedł James i Elizabeth.Wszyscy mieli oczekujące miny.
-Zgodziłam się!-Wszyscy rzucili się z gratulacjami.Gdy skończyłam gratulować, stanęłam obok Mateusza.
-Dziękuję.-Powiedziałam do niego.
-Za co?-Spytał.
-Za to że tak o mnie dbasz. Spróbuję z nim  nie gadać.
-Spróbujesz?-Spytał z prowokującą miną.
-Dobra, nie będę z nim gadać.-Uśmiechnęłam się do niego.
-Teraz lepiej.-Pocałował mnie.
-Bez Was by się to nie udało.-Powiedział James.

C.D.N.
;p :D

niedziela, 9 października 2011

Rozdział 45.

W szkole cały czas przyglądałam się Piotrowi. O co w tym chodzi? Czy to był sen? Nie,to nie możliwe.Chociaż.. Głos Natashy wybił mnie z myśli.
-Z tego Piotra to niezłe ciacho.
-Co?
-Mówię, że z tego...
-Słyszałam, tylko..
-Co ty dzisiaj jesteś taka zamyślona? Zakochałaś się, czy co?- zadzwonił dzwonek.Jako pierwsza wyszłam z klasy.Stanęłam przy kaloryferze na holu. Po chwili przyszła Monia,Mariusz,Ewa i Natasha.
-Patrz-Mariusz pokazał swój rysunek,znaczy karykaturę nauczycielki od geografii.
-No...bardzo fajny.
-Nie wiedziałem jak narysować nos-Pokazał nos babki. Wszyscy zaczęli się śmiać Wszyscy oprócz mnie. Ja gapiłam się na Piotra, który właśnie szedł z kolegami pod następną salę.Nawet na mnie nie spojrzał.Podszedły do niego jakieś dziewczyny.Pochylił się i szepnąl jednej coś do ucha,patrząc na mnie. Miałam uczucie jakby do mnie mówił.Odchylił się, a moja szyja w miejscu gdzie szeptał tamtej dziewczynie była czerwona.

Po lekcjach...
-Idziecie dziś na imprezę?-Spytała się jakaś blond dziewczyna.
-Jasne-Natasha.
-Ja jeszcze nie wiem.-Iza.
-Ja pasuję.-Ja
-Ja to samo.-Monika.
-Dlaczego?
-Mam...-Szukałam wszędzie Piotrka.
-Masz co?
-Co?-Spytałam trochę zamyślona.
-Co masz?
-A.Y....pewne plany...muszę...posprzątać dom i takie tam...
-Przecież jest czysto. Dziś rano sprzątałyśmy przed szkoła.
-Tak,ale no...muszę jeszcze odwiedzić Ewę.-Zobaczyłam jak Piotr wychodzi z sali.Już jest na schodach.Teraz,albo nigdy!Pobiegłam.
-Ej!-Krzyknęła Monia,ale ja jej już nie słysząłam.Byłam tuż za nim.Szłam powoli, a gdy co chwilę się odwracał, chowałam się.Stanął przed jakimś domem.Schowałam się za drzewo.Patrzył się na ten dom z 5 minut,aż wkońcu powiedział:
-Wejdziesz?-I spojrzał w moją stronę.On wie, ze tu jestem?-Halo.-Przestraszyłam się. Stałam jak wryta. Nie wiedziałam czy uciekać, czy zostać tu gdzie jestem?-Paula, wchodzisz,czy nie?- Włosy staneły mi dęba.On tu idzie!Zrób coś!Ale nie mogłam się ruszyć.Zamknęłam oczy i zaczęłam się modlić o cud,a gdy je otworzyłam z spowrotem, byłam już gdzie indziej.
-Kiedy ty się wkońcu nauczysz nie wtrącać w nie swoje sprawy, co?-Obejrzałam się za siebie. To co, a właściwie kogo zobaczyłam sprawiło, że moje serce zaczęło bić szybciej.
-Mateusz?-Zaśmiał się.
-Oj Paula,Paula rozbrajasz mnie.
-Mateusz!-Krzyknęłam.Podbiegłam do niego i przytuliłam.
-Dobra, ale puść mnie bo jeszcze  mnie udusisz.-Puściłam.
-Tęskniłam.
-Ja też.
-Jak to się stało?Co tu robisz?
-Może porozmawiamy w domu?
-Zgoda.-Rozejrzałam się dookoła.-Ale...-Złapał mnie i już po chwili byliśmy przy moim mieszkaniu.Weszliśmy do środka.Mati usiadł na kanapie w salonie.
-Co tu robisz?
-James wygląda na młodszego niż w rzeczywistosci jest.Musieliśmy się przeprowadzić.
-I akurat wybraliście Polskę?Do tego miasto, w którym mieszkam?
-Musiałem się z tobą zobaczyć. Nie masz pojęcia jak tęskniłem.Usiadłam obok niego.
-Uwierz mi,mam pojęcie.-pocałowałam go.

-Cześć!-Powiedziała Natasha, gdy wróciła z lekcji dodatkowych.

-Hej.-Byłam usmiechnięta od ucha do ucha.Natasha spojrzała się na mnie dziwnie i się uśmiechnęła.
-Coś się stało?
-Oj tak..-Rozmażyłam się.Nati tylko się uśmiechnęła i poszła na górę, a ja wróciłam do tego co robiłam wcześniej, czyli zapraszania wszystkich na urodziny Natashy i Susan.Listę znajomych Susan wzięłam z jej gg, a Natashy z notatnika.
-Alex
-Nick
-Joe
-Kevin
-Victor
-Jade
-Tom
-Justin
-Adam
-Jeydon
I reszta...
Gdy skończyłam robic zaproszenia, wysłałam je wszystkim.

W szkole wszyscy pytali o imprezę.
-Wszystkiego dowiecie się w listach odemnie.Pamiętajcie!Nie mówcie nic Susan, ani Natashy!-Dzwonek mnie uratował.Wszyscy poszli w stronę swoich sal lekcyjnych.Na lekcji dostałam karteczkę od Sandry.
-Nie mogę się doczekać imprezy.Będzie ktoś sławny?Mam nadzieję.
-Sorry, ale z tego co wiem to nie jesteś zaproszona.
-Nie?!Dlaczego?!
-Nie ważne.Po prostu nie jesteś mile widziana.
-Co za...-Krzyknęła na cały głos.Wszyscy się spojrzeli.Nauczyciel ją skarcił.
-O co chodzi?-Spytała Natasha.
-Ale co?
-Patrzy się na Ciebie jakbyś jej matkę zabiła.-Uśmiechnęłam się.
-Hahaha.!Nie wiem.
-Nie wierzę Ci.
-Jak sobie chcesz...-Zadzwonił dzwonek.Stanęliśmy na holu, koło korytarza.
-Susan dalej się do Was nie odzywa?
-Tak.
-O co wgl. poszło?
-O...-Natasha spojrzała na mnie.Pokręciłam głową, żeby nie mówiła.-O nic takiego.
-Weź wgl. jaki żal mi was.
-Co?
-Nic mi nie mówicie.Jesteśmy przyjaciółmi tak?
-No tak.
-Przyjaciele sobie mówią wszystko a wy mi nic nie chcecie powiedzieć.Idę sobie.-Mariusz obraził się na nas.
-No 2 osoby w ciągu tygodnia.Chyba coś z tobą Paula nie tak, nie?
-Wielkie dzięki.-Poszłam na dwór.
-A tej o co chodzi?-Wszyscy milczeli.

W domu...
-Co? Nie w sosie dziś?-Spytał James
-Weź mnie nie dołuj.
-A co się stało?
-Nic.
-Jak uważasz,ale unikanie rozmowy nic tu nie da.-Był już na korytarzu gdy powiedziałam:
-Na prawdę chcesz się ożenić z Elizabeth?-Zasmiał się.
-I o to Ci chodzi?
-No...tak częściowo....-Usiadł na łóżku obok mnie.
-Kocham Elizabeth, tak jak kochałem twoją matkę. Wiem, że chcę z nią spędzić resztę swojego życia.
-Ale jej nie zostawisz?
-Słucham?
-No bo mówisz, że kochałeś mamę,ale mimo to ją zostawiłeś.
-Córciu...twoja matka była wspaniałą kobietą, ale moje życie trochę się skomplikowało i dlatego ją zostawiłem.Nie chciałem niszczyć jej życia.
-Ale zniszczyłeś.
-Tak,wiem
-Tylko nie rozumiem dlaczego Susan została z matką a ja z jakąś kobietą.
-Może zjemy obiad, co? Na co masz ochotę?-Wstał.
-Tato?-Przez chwilę milczał.
-Tamta kobieta, to była moja matka. Powiedziała, że jeżeli ja nie potrafiłem się tobą zająć, to i twoja matka nie będzie w stanie.Chciała zabrać was obie, ale twoja matka nie pozwoliła. Gdy byłaś mała zniknęłaś swojej matce z oczu. Wtedy twoja babcia Cię zabrała i wychowywała.-Łzy płynęły mi po policzku.-Chodz.-Przytuliłam się do Jamesa.-Będzie dobrze.-Uśmiechnęłam się.
-Trzeba planowac ślub.
-Na serio tego chcesz?-Uśmiechnęłam się jeszcze raz.
-Oczywiście.
-Tylko...
-Co?
-Jeszcze się jej nie oświadczyłem.
-Żartujesz chyba.
-Nie.
-No to na co czekasz?
-Nie wiem.
-Kochasz ją?
-Tak.
-Więc zostaw to mi.
-Co?
-Zaufaj mi.!-Wybiegłam z pokoju.

C.D.N. ;p

niedziela, 2 października 2011

Cześć.

No siemka ;p
Widzę, że parę osób zaczęło czytać mojego bloga ;) Bardzoooo się z tego powodu cieszę ;D. Jeżeli chodzi o następny rozdział to mam już początek ;p. Anonim. Tak tą Susan gra Selena Gomez ;). Heh. No...to chyba tyle... 45 rozdział już niedługo :).
Dobranoc.

sobota, 17 września 2011

44-O czym ty marzysz idiotko!

Po rozpoczęciu postanowiliśmy się przejść po mieście.Chodziliśmy i chodziliśmy. W końcu na koniec Natasha rzuciła pomysł by pójść do parku, więc poszliśmy. Wszyscy skakali na siebie, śpiewali. Tak jak prawdziwe nastolatki. Tylko, że my już nie jesteśmy tacy jak inni. Justin i Natasha są sławni, mnie znają już wszyscy,Susan wszyscy znają bo chodzi z Justinem. Może i jesteśmy VIP-ami, ale tęsknimy za normalnym życiem. Za tym, że gdy pójdziemy na lody, nikt nie będzie prosił nas o autograf, czy też zdjęcie.
-Iza.!-Krzyknęłam, gdy zobaczyłam Izę z wózkiem w parku.
-Paula? Co tu robisz?-Spojrzała na resztę.- Co wy wszyscy tu robicie?
-Postanowiliśmy się przejść, a ty?- Powiedziała Natasha.
-Wyszłam na spacer z Lilly.
-Aha.-Zapadła niezręczna cisza.Postanowiłam ją przerwać.
-Może przejdziesz się z nami, co?
-No nie wiem...
-..no chodź...-Powiedziała Natasha.
-No, skoro chcecie to przejdę się z Wami.
-Super!-Przeszliśmy się wokół jeziorka a potem przeszliśmy na drugie jeziorko i usiedliśmy na ławeczce.
-Paula możemy pogadać?-Spytała się Iza.
-Jasne..
-..ale w cztery oczy.-Spojrzałam na Susan.
-Popilnujemy Lilly.
-Dzięki.-Poszłyśmy trochę dalej by Nas nie słyszeli.Stanęłyśmy za krzakami skąd nic nie widziałyśmy.
-Co jest?
-Susan nie może się dowiedzieć.
-Dlaczego? Przecież ma do tego prawo.
-Oni są tak szczęśliwi, nie chce tego psuć.
-Jak uważasz.Ale moim zdaniem ona powinna wiedzieć.
-ONA nie może się dowiedzieć, że to jest dziecko Justina!Rozumiesz?!-Coś ruszyło się w krzakach, gdy spojrzałyśmy co to, zobaczyłyśmy Susan całą we łzach.
-Susan?-Powiedziała Iza.
-Jak mogłaś?! nienawidzę Cię! Skoro masz z nim dziecko to idź jeszcze się z nim ożeń! Masz drogę wolną! Nienawidzę Cię i tego skur.wy.syna!
-Susan!-Susan pobiegła prostą ścieżką. Justin chciał za nią pobiec,ale nie pozwoliłyśmy mu.
-Pogorszysz tylko sprawę.
-O co chodzi?-Milczałyśmy.-No o co!?
-Lilly jest twoją córką.-Powiedziała Iza.
-Co? Czy to prawda? Lilly jest moją córką?-Zwrócił się do mnie. Potwierdziłam.-Stanął jak wryty.Co chwile spoglądał to na mnie, to na Izę.-Ja..jjaa..muszę to prze..przemyśleć.-Poszedł cały zamyślony tą samą drogą co Susan uciekła.

W szkole jak zwykle to samo. Dziś było sprzątanie świata. Nuuudaa kompletna! Maniek i Monia uciekli do domu, ja i Ewa zostałyśmy. Chodziłyśmy po parku, słuchałyśmy piosenki i śpiewałyśmy.Monia i Mariusz wrócili pod koniec. Bardzo często stałam obok Piotrka, a później, gdy wróciłyśmy do szkoły to na ostatniej lekcji usiadł za mną i Ewą. Dostałam o jeden punkt więcej niż on! Mówiłam, że jestem mądra na swój sposób?! Po szkole Natasha, Susan i ja wracałyśmy w ciszy. Gdy dojechałyśmy do domu Susan wysiadła pierwsza.Weszłyśmy do domu.Susan chciała iść na górę, ale zatrzymałam ją.
-Długo tak zamierzasz?-Odwróciła się.
-Niby co?
-To. Przestałaś się do nas odzywać, nie mówiąc o Justinie, bo go to kompletnie już olałaś.
-Nie mam zamiaru o tym rozmawiać.
-A ja mam. Zachowujesz się jak 5-letnie dziecko.
-Serio? Może byś spojrzała w końcu na siebie. Ciągle odpychasz od siebie wszystkich którzy Cię kochają. Masz gdzieś ich uczucia. Interesuje Cię tylko własna osoba.
-Nie prawda!
-A zauważyłaś może, że ojciec zamierza się ożenić z Elizabeth? Albo to że Mati chce się z tobą skontaktować? Nie! Byłaś zbyt zajęta sobą. Pogrążyłaś się w nienawiści do Jamesa. Zmieniłaś się Paula.-Pobiegła na górę.Natasha przyglądała się mi.
-Co?-Powiedziała ''nic'' i poszła do kuchni. Po chwili przyszedł Justin.-Spojrzał na mnie.
-Mówiła coś?
-Tak. Oznajmiła, że jestem pieprzoną egoistką.-Poszłam do salonu. Justin spojrzał się na mnie.Potem  na Natashe.
-Mnie się nie pytaj, bo sama nie wiem o co chodzi.-Zrezygnowany poszedł do swojego pokoju. Nawet nie wiem kiedy usnęłam, ale musiało być dość późno.

Obudziłam się na mokrej trawie. Wokół było ciemno i strasznie. Z dala było słychać jakąś muzykę. Wstałam i  ruszyłam się w jej stronę. Szłam i szłam i wydawałoby się, że nie ma końca. Przeszłam jeszcze kilka kroków. Odwróciłam się. Powrotu nie było, trzeba iść dalej.Przeszłam jeszcze kilka kroków i zobaczyłam światło. Jacyś ludzie tańczyli na parkiecie. Gdy podeszłam bliżej wszyscy usiedli przy stołach i zobaczyłam Piotrka.
-Piotrek?-Uśmiechnął się.Podał mi rękę, ale gdy chciałam jej dotknąć zabrał ją.
-Proszę. nie dotykaj mnie.
-Ale dlaczego?-Znów się uśmiechnął. Miał taki śnieżnobiały uśmiech. Był tajemniczy, nieśmiały, ale jednocześnie odważny i straszny. To, że się go bałam sprawiało, że chciałam przy nim zostać jak najdłużej.Zaczęliśmy tańczyć. Ludzie znów złączyli się w pary i także tańczyli. Tylko, że my się nie dotykaliśmy. Spojrzałam na jego szyję. Chciałam ją pocałować, marzyłam o tym. Szybko odwróciłam wzrok. O czym ty marzysz idiotko! -Skarciłam siebie,ale znów spojrzałam na jego szyję. W miejscu, gdzie wcześniej  chciałam ją pocałować, szyja zrobiła się czerwona, a Piotrek się uśmiechnął. Szybko odwróciłam wzrok. Spojrzałam na ludzi tańczących wokół mnie. byli dziwni. Dopiero teraz s eto uświadomiłam. Niektórzy nie mieli głów, inni rąk, a jeszcze inni byli tyko z kości. Spojrzałam na Piotrka, ale on uciekł. Wzrokiem patrzył teraz na coś w dali.
-O co tu chodzi?-Spytałam.Uśmiechnął się.
-Jeszcze nie czas baranku, jeszcze nie teraz. Proszę nie przychodź tu więcej.
-Co, o co chodzi?-Pstryknął palcami i obudziłam się w łóżku. Szlafrok był cały mokry.

piątek, 2 września 2011

43.Cieszyłam się z tego, że Natasha przyjeżdża...

-Mati?Co ty tu robisz? -Stał i jedynie się na mnie patrzył.- Dlaczego nic nie mówisz?!- Łzy zaczęły lecieć mi po policzku.Podszedł bliżej i mnie przytulił.
-Nie płacz...wszystko będzie dobrze.-Zemdlałam. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam gdzie jestem. Byłam u nas w hotelu.Przed mną stał James.
-Widzę, że się już obudziłaś :).
-Co ja tu robię?
-Nie rozumiem.
-..ja..ja byłam w lesie... i ty tam byłeś...i Mati.
-Przyśnił Ci się koszmar...całą noc krzyczałaś...kto to wgl. jest Mati?
-Nie...to nie był koszmar...ja na prawdę...
-Musisz odpocząć. Najlepiej zostań dziś w łóżku.
-Ale...
-Odpocznij.-Wyszedł z pokoju.To nie był koszmar...a może był?..ale Mateusz był taki prawdziwy...


Kilka dni później...
-Jak dobrze wrócić do domu..-powiedziała Susan.
-Masz rację.-Potwierdziłam.Jutro zaczyna się rok szkolny dlatego razem z Sus musiałyśmy wrócić, natomiast James został w Ameryce... ech..wszystko niby fajnie, ale... Susan przyleciała z Justinem :/. Po prostu super.
-Jak tu u was ładnie.
-Dzięki.-Powiedziałam oschle i położyłam walizki na podłodze.Poszłam do łazienki w moim pokoju, żeby się przewietrzyć.Usłyszałam Susan i Justina jak gadali po angielsku...
-Nie przejmuj się nią, przeżywa trudny okres i tyle.
-Aha.Gdzie mój pokój?
-Tu.-Weszli do pokoju obok mojego. Nie miałam zamiaru siedzieć razem z nimi w jednym domu.Postanowiłam się przejść.Wzięłam MP3 i wyszłam.Szłam ścieżką. Tą samą co wtedy, to znaczy gdy złamałam nogę.Znalazłam się na zakręcie.Postanowiłam, że odwiedzę tą dziewczynę.-I tak nie mam nic lepszego do roboty.-Po drodze kupiłam kwiaty i czekoladę.Po dwóch, czy nawet trzech godzinach męczącej podróży w końcu dotarłam na miejsce. Weszłam do środka.
-Dzień dobry, ja do pana Pawlaka.
-W jakiej sprawie?
-Przyszłam mu podziękować.
-Pan doktor jest w tej chwili zajęty, poczekasz chwilkę?Powiem mu, że jesteś.
-Dobrze.-Usiadłam w poczekalni.
-Pan doktor za chwilkę panią przyjmie.
-Dziękuję.-Sekretarka się uśmiechnęła i poszła zajmować się swoimi sprawami.Po chwili z gabinetu wyszedł jakiś mężczyzna i doktor. Doktor coś powiedział do pana w płaszczu.A gdy on poszedł zwrócił się do mnie.
-Dzień dobry panienko. Jak noga?
-Dobrze. Przyszłam panu podziękować.-Podałam mu kwiaty-A to dla pana córki, na prawdę mi pomogła.-Podałam czekoladę.-Musi być pan z niej dumny.
-I jestem. Ewa.. -Wyglądał jakby się zastanawiał, a po chwili dodał-jest moją jedyną córką. Jej matka zginęła przy porodzie.
-Przykro mi.Nie wiedziałam.-Doktor uśmiechnął się.
-Skąd mogłaś wiedzieć.-Uśmiechnęłam się nieśmiało. W środku czułam się jak totalna idiotka. Głupia jesteś?Co Ci strzeliło do głowy?
-Prawda.-Zapadła niezręczna cisza.
-No dobra, muszę lecieć do pracy. Jeszcze raz dziękuję, przekażę prezent Ewie.
-Do widzenia.-Uśmiechną się.
-Do widzenia.-Wszedł do gabinetu.
-Ona ma laktozę.
-Słucham?
-Ewa ma laktozę. Nie może jeść czekolady.
-Nie wiedziałam.
-Spokojnie. To nie jest jakaś groźna choroba. Tylko na przyszłość kup jej jakiegoś misia.
-Dobrze, dziękuję za informację.-Odeszłam od recepcjonalistki i wyszłam na zewnątrz.Zobaczyłam Ewę.
-Cześć.
-Hej..
-Paulina.
-A no tak. Jak noga?-Zaśmiałam się.-Coś się stało?
-Nie, tylko...twój ojciec pytał się mnie o to samo.-Zaśmiałyśmy się razem.
-No tak. Mogłam się domyślić. Co tu w ogóle robisz?Przecież mieszkasz jakieś trzy godziny jazdy stąd.
-Przyszłam podziękować Ci i twojemu ojcu.-Zaśmiała się.-Co?
-Kupiłaś pewnie kwiaty i czekoladę.
-Tak.Skąd wiesz?
-Każdy tak robi.
-Aha. Słyszałam, że nie możesz czekolady....
-Tak to prawda..to znaczy mogę, ale w małych ilościach.
-Aha.
-Muszę iść. Ojciec czeka na nowe strzykawki i rękawiczki.
-Ja też się zbieram papa.
-Pa.-Otworzyłam jej drzwi by mogła wejść i poszłam.W połowie drogi zadzwonił do mnie telefon.Susan.
-Co?
-Zgadnij kto przyjeżdża!!!-Piszczała przez telefon.
-Kto?
-Natasha!!!
-Naprawdę?
-No!!!Super prawda?! Już nie mogę się doczekać!!!
-To świetnie. A kiedy przyjeżdża?
-Powiedziała, że dziś pod wieczór powinna być i że będzie z nami chodzić do szkoły.!
-Aha...-Cieszyłam się z tego, że Natasha przyjeżdża, ale gdy we trójkę się pojawimy w szkole to ludzie pomyślą, że jakieś dziwactwa z nas są.
-Pa.
-Pa-Rozłączyła się.Do domu szłam jak żółw.A gdy dotarłam w domu zobaczyłam Justina, Susan i Natashe siedzącą przed telewizorem.
-No ładnie gościa witacie.-Spojrzeli na mnie. Natasha szybko przeskoczyła przez kanapę i przytuliła mnie.
-Paula! W ogóle się nie zmieniłaś!
-Natomiast ty całkowicie jesteś inna.
-Powiem jedno...myślałem, że Natasha jest jakąś tam uczennicą z Polski, która przyjechała na wymianę z Susan, a nie jej siostrą.
-Co?
-Wytłumaczę Ci później.
-Dobra opowiadaj co tam u Ciebie słychać.
-No więc zdałam na Harvard. Poznałam pewnego przystojniaka.
-Naprawdę zdałaś?To wspaniale!Co to za przystojniak?
-Ma na imię Damon i także idzie na Harvard.
-Ym..Nati. Hahahaha!-Śmiałyśmy się aż nas brzuchy rozbolały.
Nazajutrz rano razem z Natashą wstałyśmy bardzo wcześnie żeby przygotować się na rozpoczęcie. Ona szykowała nam ciuchy a ja fryzury.W końcu byłyśmy gotowe.A gdy wszyscy się przygotowali, poszliśmy do szkoły...z ochroniarzami Biebera.No i moje przeczucia się spełniły. Wszyscy się na nas gapili. A fanki wrzeszczały bo chciały autograf od Justina.W końcu dotarliśmy na boisko. Justin tylko klikał na komórce.
-Czemu on cały czas pisze na tej komórce?-Spytała się mnie Natasha po polsku.
-Bo nic nie rozumie.
-Aha...
C.D.N.

Natasha-nastolatka bardzo wykształcona.Nie lubi J.B ale chciałaby sie dowiedziec jaki on jest naprawde.Siostra Susan oraz Pauline.

wtorek, 30 sierpnia 2011

rozdział 42.

Przejrzałam wszystkie książki, przeleciałam cały internet, ale nic nie znalazłam na temat tych morderstw w lesie. Postanowiłam popytać ludzi.Udawałam, że szukam jakiejś książki i znienacka pytałam ludzi, ale słyszałam tylko słowa ''lepiej w to się nie mieszaj'', ''słyszałam tylko plotki'', ''to było zwierzę'' miałam dosyć. Złapałam dwie pierwsze książki, zapłaciłam i wyszłam na ulicę.Skierowałam się do piekarni, gdzie kupiłam pączka,dwa rogale i wyszłam. Wokół nie było żadnych sklepów, więc nie miałam co robić. Postanowiłam przejść się po mieście. Weszłam w jakąś uliczkę.Wokół były same drzewa i nic więcej. Szłam przed siebie. Przed mną wyłonił się gęsty las. Zobaczyłam jakąś postać poruszającą się wśród drzew.
-Przepraszam, czy jest tu może jakiś sklep?-Nie odpowiedział.- Halo? Słyszysz mnie?-Nadal cisza.
-Paulina!-Odwróciłam się i za sobą zobaczyłam Jamesa
-Co?
-Co ty tu do licha robisz?Mówiłem Ci byś nie zbliżała się do lasu!
-Ale tam ktoś jest.-Wskazałam na drzewa gdzie przed chwilą ktoś się chował.James podszedł, spojrzał i się odwrócił.
-Tu nikogo nie ma.Za dużo horrorów oglądasz.
-Tam na prawdę ktoś był!-Pokręcił głową.
-Chodź...
-Ale...-Umilkłam.I tak nie miałam szans. James mi nie wierzył.Przez całą drogę milczałam a gdy dojechaliśmy szybko wyszłam z samochodu zatrzaskując drzwi.
-Paulina.
-No co?!
-Jak ty się do mnie odzywasz?
-Jakbyś nie zauważył cały czas się tak do Ciebie odzywam.Czego chcesz.
-...dlaczego to robisz?-Spojrzałam mu w oczy.
-Robię Ci to co ty robisz mi. Mijasz się z prawdą.
-Nie prawda.
-A dlaczego nie pozwalasz mi chodzić do lasu? A dziś.
-Co dziś?
-Nie ważne, zapomnij.-Poszłam do pokoju.Do końca dnia nie rozmawiałam z Jamesem.Następnego dnia z rana weszłam na GG. Dostępna była tylko Sandra i Maciek :/.Napisałam do Izy.
-Hejka, co tam?Jak dziecko?Chłopczyk, czy dziewczynka?-Odpisała mi.
-Nudy.Dziewczynka.
-O jesteś :) A jak ma na imię?
-Lilly. Podobna do mnie ;)Głos pewnie będzie mieć po tacie.
-No wiadomo, że podobna do mamusi :) Imię jest piękne.
-No wiem. Sama wybrałam.
-Aha.
-Ja lecę do biedronki. Papa
-:( jak ja tęsknię za Polską.:(
-:)Aha.
-Papa.-Wyłączyłam się.Postanowiłam się przejść nad jezioro, trochę popływać.Przebrałam się w strój, schowałam ręcznik do torby i wyszłam.Poszłam prosto nad wodę.Gdy w końcu dotarłam rozłożyłam się i poszłam pływać.Po półtorej godzinie mi się znudziło, więc postanowiłam się przejść. I co z tego, że James nie pozwolił mi chodzić po lesie? Mam go gdzieś! Przeszłam przez parking, a potem przez ulicę i weszłam do lasu. Cały czas szłam ścieżką, gdy nagle kogoś zobaczyłam. Był schowany za drzewem, ale widziałam, że patrzy w moją stronę.
-Przepraszam.-Nawet nie drgnął.-Halo, słyszysz mnie? -Postanowiłam podejść.Gdy byłam już prawie blisko, schował się za drzewo a gdy podeszłam już go nie było.

-Mówiłem byś nie chodziła do lasu! Mogłoby Ci się coś stać!
-Ale tam naprawdę ktoś był, a gdy podeszłam...
-Gdy podeszłaś to co?
-...go już nie było.-Spojrzał na mnie z wyrazem współczucia.-Tam ktoś był.
-James pozwól-Zawołał szeryf. Wyszli na zewnątrz.Schowałam się za kolumnę i ich podsłuchałam.
-Musisz coś z tym zrobić. Ona nie może się dowiedzieć rozumiesz? Jeżeli się dowie to wygada wszystkim ludziom w okolicy a wtedy będzie po nas.-O czym oni mówią? Czego mam nie wiedzieć?
-Rozumiem Carol. Zajmę się tym.-Szybko usiadłam na swoje miejsce.
-Muszę jechać do miasta coś załatwić. Nie wychodź do lasu, a najlepiej to zostań w domu.
-Nie jestem zwierzęciem.-James jedynie spojrzał na mnie ze współczuciem- już drugi raz w jednym dniu!- i wyszedł.
-Muszę dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.- James skierował się do budki ochroniarza by się wpisać.. Teraz, albo nigdy!. Szybko wbiegłam na parking i schowałam się z tyłu wozu pod siedzeniami.Jechaliśmy dobre dwie godziny.Co chwilę potajemnie zerkałam gdzie jedziemy. Wjechaliśmy do lasu.Tym razem jechaliśmy jakąś godzinę.Samochód się zatrzymał, a wokół odbijały się światła, które świeciły się w domu.James wysiadł. Gdy wszedł do domu, szybko wybiegłam z samochodu i pobiegłam na tył domu. Przed mną pojawił się znajomy widok. Mój ojciec stał na przeciwko rodziny Matiego...Ale go tam nie było.Wystraszyłam się.Odwróciłam się i zaczęłam biec. Biegłam i potykałam się co chwilę o jakieś gałęzie.Gdy dobiegam do zakręty stanęłam jak wryta. Przed mną stała jakaś ciemna postać. Serce waliło mi jak oszalałe.Byłam gotowa do ucieczki, ale nie zrobiłam tego. Postać tylko stała. Zbliżyłam się. Gdy doszłam bliżej dowiedziałam się dlaczego ta osoba mnie nie widzi...stała tyłem.
-Ppprzepraszam.-Odwrócił się i wtedy stanęłam jak wryta. Przed mną stał Mati.....

C.D.N. ;P Hhahah! No musicie sobie poczekać na resztę ;p

sobota, 30 lipca 2011

rozdział 41

-Jedziemy do Ameryki.-Ogłosił ojciec zaraz po swoim przyjeździe.
-Ale po co?Tu jest nam dobrze!
-Ja muszę jechać bo mam pracę, Susan jedzie do tego...no tego...
-Justina Biebera .-Powiedziałam sucho.
-Właśnie.-Ciągnął dalej ojciec.-I dlatego nie zostawię Ciebie samej tutaj.
-O! Teraz się o mnie martwisz, tak?!A wcześniej jak wyjeżdżałeś zostawiłeś mnie samą do sprzątania, gotowania,prania i innych rzeczy. Naprawdę, dzięki za troskę, ale sama se poradzę.
-Nie zostawiłem Cię samej miałaś Susan do pomocy.
-Serio?Jakoś nie zauważyłam.Gdybyś znał dobrze Susan wiedziałbyś, że ona się nie tyka takich rzeczy.Bardziej woli imprezy od tego.
-Przykro mi, nie wiedziałem.
-Właśnie.Nie wiedziałeś, bo nie byłeś przy nas gdy dorastałyśmy, nie byłeś gdy mama umarła.Nigdy przy nas nie byłeś.-Łzy zaczęły płynąć mi po policzku.-Gdy miałam 5 lat i spytałam się mamy, gdzie jest tata ona powiedziała, że nie żyje.Przez te wszystkie lata pozwoliłeś bym myślała, że umarłeś i ty nagle zjawiasz się kilka lat po śmierci mamy i mówisz, że jesteś moim ojcem.Wiesz jak się czułam?-Nie czekając na odpowiedź ciągnęłam dalej-Czułam się jak totalna idiotka.Jak osoba, która wystąpiła nago przed tłumem ludzi a potem żałowała.Tak się czułam.Żałowałam, że mama umarła, a także że ty nie zginąłeś.Ciągle mówiłam Susan, że tata nie żyje.Nie widziałeś jej wzroku, kiedy spojrzała na mnie i spytała dlaczego kłamałam.Ale ja jej nie mogłam odpowiedzieć, bo sama chciałabym wiedzieć dlaczego mama tak powiedziała, ale teraz już wiem.-Tego dnia nic nie jadłam, tylko płakałam.Niestety moja scena i wszystko co powiedziałam na nic się zdały, gdyż oto właśnie siedzę w hotelu Lake Quinault Lodge w Waszyngtonie.Postanowiłam wyjść na zewnątrz i coś zrobić z sobą.Nie miałam nic przeciwko temu miejscu bo było bardzo ładne.Jezioro, las nawet ludzie byli mili, ale ja i tak nie miałam co tu robić.Susan wczoraj pojechała do Justina i mnie zostawiła z ojcem, który ciągle siedzi przy kompie i blokuje mi kontakt z rzeczywistością ech... :/.No trudno.Przez ojca zajętego pracą i doskwierającą samotność byłam zmuszona wybrać się na spacer.Weszłam do lasu i szłam wytyczoną ścieżką.Nagle zauważyłam, że coś się dzieje kilka metrów dalej.Podeszłam.
-Przepraszam.Tu nie wolno chodzić.-Powiedział policjant, gdy podeszłam trochę bliżej.
-Przepraszam, nie wiedziałam.-Po chwili spytałam.-Co tu się stało?
-Jakieś zwierze rozszarpało człowieka.To już trzeci raz w tym miesiącu.
-Ale jakie to zwierze?
-Zawsze jesteś taka dociekliwa?
-Można tak powiedzieć.
-Posłuchaj dam Ci radę.-Przybliżył się i ściszył głos.-Nie mieszaj się do tego a na pewno przeżyjesz.-Potem odsunął i zaśmiał.-Ta okolica jest niebezpieczna, lepiej samemu tu się nie włóczyć.-Przestraszyłam się go.Odwróciłam się i szybko ruszyłam z powrotem do hotelu.Z tyłu usłyszałam słowa ,,Pamiętaj moje słowa!''Zaczęłam szybciej iść.Prawie że biegłam!
     Następnego dnia,przy śniadaniu spytałam się Jamesa, czy coś wie o tych morderstwach i tym policjancie.
-Coś tam ludzie mówią, ale ja się ich nie słucham.Dobrze wiesz, że nie lubię plotek-Właśnie, że nie wiem.Po chwili powiedział.-Tego policjanta znam. Spotkałem go w mieście i powiem Ci, że to miły człowiek.Nie wiem co znowu se ubzdurałaś.Poza tym kto Ci pozwolił odejść od hotelu?
-No...nikt.nie zmieniaj tematu.
-Nie zmieniam.Po prostu nie chcę byś się w to mieszała...-Ale dlaczego?-policja się tym zajmuje.Zostaw to w spokoju.-Spojrzał na zegarek.-Muszę już iść.-On coś wie.Muszę to od niego wyciągnąć!Ale jak?
-Tato!-Czemu to zrobiła?Dlaczego zawołała do niego tato a nie James?To działa bo się odwrócił.
-Tak?
-Zawieziesz mnie do miasta?
-Ale po co?-Bo muszę znać prawdę!
-Ty jedziesz do pracy a ja nie będę miała co robić w hotelu. Chce coś se wypożyczyć  z biblioteki.Jeżeli nie to mogę pójść do lasu....
-Masz 10 minut by się przygotować.Będę czekać przy samochodzie.-Tak!
-Dzięki!-Szybko pobiegłam do pokoju.Wzięłam bluzę i pieniądze na książki.Po 5 minutach byłam już w samochodzie.
-No to jedziemy!-James odpalił samochód i pojechaliśmy do miasta.Gdy zobaczyłam budynki i napis ,,U Eliz'' po angielsku wykrzyknęłam:
-Cywilizacja!Żyjemy!
-Nie ciesz się tak zbytnio.Masz 4 godziny.Spotkamy się tutaj.-James zatrzymał samochód pod biblioteką.
-Ale co ja mam robić przez 4 godziny?-Tak naprawdę potrzebowałam więcej, ale on o tym nie wiedział.
-Nie wiem, idź na zakupy.
-Nie mam tyle kasy.-James dał mi 100 zł.
-Wykorzystaj to na rzeczy przydatne, bo kieszonkowe dostaniesz dopiero za 4 tyg.
-Ale żeś mnie pocieszył.-Wysiadłam i weszłam do biblioteki.

środa, 27 lipca 2011

Rozdział 40.

Słońce już powoli zachodziło i zaczynało robić się coraz ciemniej.Szybko schowałam swoje rzeczy i zaczęłam biec.Trafiłam na rozgałęzienie ścieżki i nie mogłam sobie przypomnieć którędy przyszłam.Nagle coś za mną trzasnęło.Zobaczyłam ciemną postać zbliżającą się ku mnie.Przestraszyłam się i pobiegłam ścieżką z lewej strony.Biegłam tak szybko, że nie zauważyłam gałęzi wystającej spod ziemi i się potknęłam.Noga strasznie mnie bolała, gdy nią ruszałam. Zaczęłam wołać pomoc.
   Zza drzewa wybiegł pies, a zaraz za nim jakaś dziewczyna. Nie widziałam dokładnie jej twarzy,ale wyglądała na brunetkę.Wołała swojego psa.
-Amba!Wracaj!-Pies podbiegł do mnie i zaczął obwąchiwać, po chwili przybiegła dziewczyna.-Amba chodź tu.Pies podszedł do swojej pani.
-Coś się stało?-Powiedziała cieniutkim i zarazem nieśmiałym głosem.
-Chyba skręciłam nogę-Podeszła i dotknęła mojej nogi, ale ja zaraz ją cofnęłam.
-Spokojnie.Znam się trochę na tym.Dziewczyna chciała obejrzeć moją nogę, ale szybko zrezygnowała bo wrzeszczałam jej do ucha.
-Myślę, że będzie trzeba dać ją w gips, ale i tak powinien obejrzeć ją lekarz.
-Tak myślisz?
-Mój ojciec jest lekarzem.Mogłabym Cię tam zaprowadzić, ale wątpię, że dojdziesz.
-Ja też.
-Może zadzwonimy do twoich rodziców?
-Nie wzięłam telefonu.-Dziewczyna wyczuła zimny ton, ale nie ustępowała.
-Aha. Czyli mamy problem,bo ja cię nie zostawię tu na 3 godziny. W tych ciemnościach, bez jedzenia.Poza tym-Ciągnęła dziewczyna-ja mam telefon, tylko musisz podać telefon.
-Nie pamiętam.
-Jak chcesz.Amba, idziemy.-Dziewczyna wstała i ruszyła w tą samą stronę co przyszła.Nagle zrobiło się cicho  , a mi to się to nie spodobało.
-Zaczekaj!Wróć!-Próbowałam wstać, ale upadłam.- Auć to boli.
-To podasz mi ten numer, czy nie?
-Dobra.Niech będzie.
-No więc?
-No więc, co?
-Podaj mi ten numer.-Podałam jej numer, a ona zadzwoniła do Jamesa.Gdy skończyła rozmowę, powiedziała, że będą tu za jakieś 25 minut.
-Ale kto?
-Nie wiem.Nie jestem z twojej rodziny i nie znam Cię.-Jakbym sama, siebie znała. Przez chwilę siedziałyśmy cicho, jakbyśmy się czegoś bały.Przecież w końcu zrobiło się ciemno, ale mi to nie przeszkadzało.Dziewczynie w dżinsowych spodenkach i białej bluzce chyba też nie, bo siedziała oparta o drzewo, na jej nogach pies i patrzyła na gwiazdy.Tutaj były bardziej widoczne niż w Ameryce.Przeleciały po mnie ciarki.
-Zrobiło się chłodno.-Powiedziałam do niej.
-Tak.To prawda.
-Wcześniej powiedziałaś, że znasz się na tym, czy moja noga jest skręcona i powiedziałaś, że twój ojciec jest lekarzem.
-Ta.... i co z tego?
-Też chciałabyś nim zostać?
-Tak.To znaczy, nie zupełnie.Chcę zostać weterynarzem.
-Ja bym nie mogła być nim, boję się, że złamię coś zwierzęciu, albo jak umrze bym miała go na sumieniu.
-To prawda.-Po chwili dodała.-Jadą.
-Nom.Potwierdziłam.Samochód po chwili był już na miejscu.James nie wyszedł z samochodu,natomiast jego sekretarka tak.Razem z tą dziewczyną zaniosła mnie do wozu.
      W trakcie drogi do lekarza nie dostałam ochrzanu, bo jechała z nami ta dziewczyna-mówiła Jamesowi którędy jechać.-i jego sekretarka.
       W czasie gdy czekaliśmy na doktora, aż nas przyjmie zaczęłam przyglądać się ojcu i sekretarce.Ojciec był smutny, przez całą drogę nic nie mówił.Tak było i teraz.Sekretarka próbowała go pocieszyć, ale nic to nie dało.
        Okazało się, że mam złamaną nogę i wsadzili mi ją w gips, przez co nie mogłam iść do szkoły.Nawet mnie to ucieszyło, bo nie musiałam widzieć tych wszystkich ludzi, ale za to musiałam przepisywać lekcje, a potem odrabiać stosy prac domowych.
        Już po tygodniu mi się to znudziło, a najgorsze, że nie mogłam nawet wyjść na dwór.Koszmar!!!!Do tego dziś zadzwoniła do mnie wychowawczyni i powiedziała, że się przejęła złamaniem mojej nogi, i że nie muszę się martwić bo znalazła już zastępstwo-Głupia jędza! Wszystko mi się wali, czemu ja się w ogóle urodziła?! 


Kilka tygodni później....
   Rozumiem, że miałam kiepskie oceny i także to, że gdy złamałam nogę mogłam się uczyć-Czego mi się nie chciało-, ale żeby od razu po przyjściu do szkoły, na zakończenie roku dostać wiadomość, że będę jutro pisać poprawkę z historii??Oni chyba oszaleli! Jak ja niby mam się tego wszystkiego nauczyć?

Poprawka...
     Siedzę sobie i zastanawiam kiedy była bitwa pod Oliwa ...hm...chyba 1627r.- E..tam...Kto by to pamiętał?!Babka idzie, trzeba kończyć.

Dom...
   Jestem wykończona, dobrze, że chociaż tą historie jakoś napisałam....Z poprawek zostały mi tylko fizyka, biologia, WOS-co to wgl. jest?W Ameryce nie ma czegoś takiego!-no i w-f, z którego jestem kiepska.
   W domu mnie też nie oszczędzali.-wiem, to nie jest nowość-Ojciec wyjechał w jakieś tam sprawie,-jeżeli nie wspomniałam to nadal się nie odzywamy.- a Susan się obija, dlatego dom jest na mojej głowie: sprzątanie, pranie, gotowanie i tak na okrągło do końca tygodnia.Halo, czy nikt nie zauważył, że jestem tylko nastolatką?I to po złamanej nodze?


Cdn...
   :)Mam nadzieję, że się podoba :)
   Przeeepraszam, że taki krótki, ale wyganiają mnie :/

czwartek, 14 lipca 2011

Rozdział 39-Głupia jesteś!Patrzysz na chłopaka,którego ledwie poznałaś...

Klasa śmiała się i gadała, jakby zapomniała, że jest już po dzwonku, ale pani ich uspokoiła.
-To jest Paulina Ignasiak,większość powinna ją znać z podstawówki, ale także i z telewizji. Chcę tylko powiedzieć, że Paulina jest tu nowa, i że macie ją traktować ulgowo, a także jak zwykłą dziewczynę.-Co ona ma na myśli ulgowo??-Dziewczyna obok Pauliny jest jej siostrą i ma na imię Susan.
-Cześć-Powiedziała Susan.Pani odchrząknęła.
-Tak jak już mówiłam zanim mi przerwano Susan jest siostrą Pauliny i mam nadzieję, że ją polubicie.-Dlaczego mówi tylko to o Susan?
-Cześć!-Krzyknęła dziewczyna spod okna przed Magdą-moją koleżanką z podstawówki- i jakąś dziewczyną.Susan usiadła właśnie z nią, a ja usiadłam na końcu sali bo tylko tam- oprócz środkowych ławek- było miejsce.Kilka minut przed dzwonkiem przyszła Ewa i Monika, wraz z Piotrkiem i Danielem.Monika i Ewa usiadły razem w środkowej ławce, ale nie na nich skierowałam wzrok,patrzyłam się na bruneta, który właśnie usiadł przed dziewczynami-Głupia jesteś!Patrzysz na chłopaka,którego ledwie poznałaś tak jakbyś się zakochała.-Myślałam.-Ale coś w Nim jest...coś innego niż u Matiego,Jamesa, czy też David'a tylko nie wiem co,ale się dowiem.Tylko jak?Przecież jestem nieśmiała...
Po dzwonku, pani poprosiła mnie bym została na chwilę.-Ciekawe co przeskrobałam...-Pomyślałam.
-Słyszałam, że grałaś w filmie, jak on miał?
-Właściwie grałam w dwóch....-Spojrzała na  mnie jakby jej to nie obchodziło.- w Camp Rock i Camp Rock 2.
-Ta... no więc p.Angelika Polka* poprosiła mnie bym zaoferowała Ci ofertę zagrania sztuki ,,Sąd nad papierosem''. Grałabyś rolę lekarki. To jak?-Uśmiechnęła się sztucznie.
-Z chęcią.- Powiedziałam.
-Doskonale, w poniedziałek dostaniesz scenariusz, gdyż pani Polki nie ma w szkole a ja nie mam tekstu.
-Dobrze.-Zadzwonił dzwonek.
-Możesz iść na lekcję.-Powiedziałam ,, do widzenia'' i wyszłam.Spojrzałam na plan.Według niego mieliśmy w sali nr.22, czyli....a obok.Weszliśmy do sali.Na przeciwko okien, po lewej stała szafka pełna różnorodnych szkieletów.Po prawej, przy oknach biurko nauczycielki.Wszyscy wzięli krzesła i usiedli przy telewizorze, który był umieszczony w szafce obok szkieletów.I teraz siedziałam sama, ale tym razem przy oknie, obok biurka nauczycielki.Błagałam by ten dzień się skończył i w końcu moje błagania się spełniły.Lekcje się skończyły.Wszyscy, których znam mieszkają w mieście, ale i tak się tym nie przejęłam bo dobrze wiem, że nikt by i tak nie chciał ze mną gadać.Wracałam z Susan.Przez całą drogę do domu myślałam nad dzisiejszym dniem.Po przemyśleniach wyszło mi to, że:
-Mam fanów w szkole,
-nikt mnie nie lubi,
-mam dziwaczną klasę,
-zakochałam się w chłopaku, o którym praktycznie nic nie wiem oprócz tego, że ma na imię Piotrek,
-będę grac lekarkę w szkolnym przedstawieniu.
Gdy limuzyna dojechała na miejsce, szybko wpadłam do domu, gdzie zobaczyłam mojego ojca, wraz z sekretarką!I to na kanapie!Współczuję jej, bo straci pracę.- Ojciec w ten sposób pozbywa się wszystkich kobiet, które nawaliły.-Chyba mnie nie zauważyli, więc chciałam się ulotnić, ale nagle wparowała Susan.
-Matko!-Zaczęli się szybko ubierać.
-Cześć córcie, jak było w szkole?-Spytał jakby nic się nie wydarzyło.
-Dobrze.Widzę, że tu też.-Kobieta spaliła się ze wstydu.
-A u Ciebie kochanie?-Zwrócił się do mnie.
-Okropnie, ale widzę, że ty świetnie się bawiłeś.Następnym razem jak będziesz mieć pomysł wyślij mnie do takiej szkoły w której są ludzie mojej klasy!-Pobiegłam na górę i zatrzasnęłam za sobą drzwi.Rzuciłam plecak na podłogę i złapałam za torbę.Spakowałam zeszyt, długopis i MP4.Ktoś zapukał do drzwi.
-Paulina możemy porozmawiać?-Powiedział tata przez drzwi.
-Nie mam czasu.
-Dlaczego się tak zachowujesz?
-Dlaczego?-Złapałam za torbę i otworzyłam drzwi. Stanęłam twarzą w twarz z tatą.-Dlatego, że masz nas w dupie.Nie obchodzą Cię nasze uczucia,marzenia czy inne sprawy.Mówisz wszystkim, że jesteśmy twoimi córkami, ale ja jakoś tego nie odczuwam.-Łzy zaczęły lecieć mi po policzku.-Może Susan to wszystko toleruje, bo jest twoją rodzoną córką, ale ja nią nie jestem i nie mam zamiaru tego robić.-Zbiegłam po schodach na dół.
-Paulina zaczekaj.-James złapał mnie za ramię.Cała w łzach stanęłam przed tatą, Susan i sekretarką taty.-Jesteś moją córką, może nie jestem twoim ojcem, ale jesteś córką  Pauliny i obiecałem, że po jej śmierci się tobą zajmę i dotrzymam tego słowa.
-Właśnie. Gdyby nie koncert na którym powiedziałam prawdę i śmierć mojej mamy tak naprawdę nigdy byś nie wiedział o mnie.-Odwróciłam się i otworzyłam drzwi i wyszłam, ale zanim zamknęłam drzwi dodałam.-Wolałabym byś ty umarł zamiast mamy.-I wybiegłam.Zostawiając Jamesa z osłupiałą twarzą.Susan z łzami w oczach oraz sekretarkę taty,która chyba była oburzona tym przedstawieniem.
        Pobiegłam na łąkę, pod wielkie drzewo, zobaczyłam je już kilka dni temu, ale nie miałam czasu by tu przyjść, ale dziś miałam go pod dostatkiem. Cała we łzach usiadłam po drzewem.Wyjęłam zeszyt,długopis i MP4. Włączyłam MP4 i zaczęłam pisać opowiadanie o zwykłej dziewczynie, bez problemów, która zakochała się w gwiazdorze-blondynie o niebieskich oczach.
CDN....
* Wszystkie imiona i nazwiska są wymyślone w tej opowieści.( oprócz sławnych gwiazd ).
P.S. Przepraszam, że taki krótki- wcześniejszy tekst był dłuższy, ale nudniejszy. Obiecuję, że następny będzie dłuższy i ciekawy....

środa, 29 czerwca 2011

rozdział 38.

Piotrek chciał ze mną pogadać, ale zobaczył, że jakiś chłopak mnie zagadał.
-Ładnie śpiewasz-powiedział.
-Dziękuję...
-Jestem Piotrek, a ty pewnie Paulina.Słyszałem wiele o Tobie, podobno jesteś córką naszego wiceprezesa.
-Ta...-Widać było, że zależy mu tylko na stanowisku i kasie mojego ojca-Wiesz co,muszę pogadać trochę z moim...ojcem...-Trochę się zmieszał.
-Jasne,cześć.
-Pa.-Wyszłam z wielkiego budynku , który wyglądał jak pałac.Poszłam prosto do domu, a gdy wreszcie się w nim znalazłam, położyłam się na łóżko i zasnęłam.
    Następnego dnia ojciec obudził mnie z samego rana i zrobił wielką awanturę o to, że wyszłam z przyjęcia, a potem dodał, że muszę iść do szkoły co mnie zszokowało.
-A co myślałaś, że nie będziesz chodzić do szkoły?
-Nonie, ale myślałam, że będę chodzić do prywatnej szkoły a nie publicznej.
-Jest w tym jakaś różnica?
-...ta..i to i wielka.
-Idź do szkoły.-Z pochmurną miną poszłam do limuzyny, gdzie czekała już na mnie Susan.
-Pośpiesz się.-Wsiadłam i ruszyliśmy.
-Ty się z tego cieszysz?-Milczała.Już wiem o co tu chodzi.
-Wiedziałaś.
-Ojciec obiecał, że kupi mi nową komórkę jak będę cicho. Poza tym spotkasz starych znajomych.
-Zaraz,zaraz o tym nie było mowy.-Zamilkła.A gdy dojechałyśmy usłyszałam tylko okrzyk radości.Nienawidzę końca roku szkolnego, bo zawsze mam poprawki.Tym razem na pewno będzie gorzej. Uchu,wzywają mnie do dyry. 
-Paulino wiem, że kiedyś chodziłaś do naszej szkoły, ale wtedy miałaś dobre oceny, możesz mi powiedzieć co się stało?Może to przez te częste wyjazdy?A może, to dlatego, że wyjawiłaś swą tajemnicę?Może problemy miłosne?Albo ciąża koleżanki?Powiedz co się stało, Susan-Wskazała na moją siostrę.- ma o wiele lepsze wyniki w nauce.
-Nie pani dyrektor to nie są powody moich obniżonych wyników.-Właściwie częściowo są, ale co miałam powiedzieć?Tak pani dyrektor, trafiła pani, ale zapomniała pani o wampirach, wilkołakach, moim ojcu,matce, czy zapomniałam o czymś?Nie!Nie mogłam tego powiedzieć jej bo uznałaby mnie za wariatkę i zamknęła w szpitalu psychiatrycznym, albo gorzej...wolę o tym nie myśleć.
-W takim razie co się stało?
-Nic takiego,po prostu miałam trudny okres, ale obiecuję, że się poprawię.-Skłamałam.
-Mam nadzieję,dlatego razem z nauczycielami pomyśleliśmy, że damy Ci szansę i napiszesz poprawki z tych przedmiotów z których jesteś zagrożona, dobrze?-Chyba oszalałaś!
-Dobrze pani dyrektor-Wyjęła coś z szuflady i podała mi , oraz Susan.
-To jest wasz plan lekcji, macie teraz lekcje w-fu, zaprowadzę Was.-Wzięłyśmy torby i poszłyśmy za panią dyrektor.Szkoła od czasu mojego wyjazdu bardzo się zmieniła,ostatni raz jak tu byłam to w 6 klasie. Wtedy ściany były niebieskie, a teraz różowe, drzwi były stare i zielone, a teraz białe- całkiem nowe-a niektóre nawet z szybami, ale mój wzrok bardziej utkwił na szklanych drzwiach.
-To korytarz dla młodszych dzieci, głownie klasy od 0-3.-Co ona ma na myśli? Ona traktuje Nas jak dzieci.! Dobrze chociaż, że starsze.-A tam-Odwróciła się i wskazała drugą salę, a dokładniej białe drzwi.-...jest wasza klasa,waszą wychowawczynią jest Monika Nutka, powinniście ją polubić, bo jak wiem lubicie śpiewać, a ona jest nauczycielką muzyki.-Weszłyśmy po schodach, a pani dyrektor otworzyła białe drzwi od sali gimnastycznej i sprawdziła, czy jest tam nasza klasa.Nie było.
-Pewnie są na dworze, chodźcie za mną.-Przeszłyśmy przez białe szklane drzwi, a potem szłyśmy schodami prowadzącymi na boisko.Ono także się zmieniło-teraz zamiast drzew , wokół była brama, oraz trawa.Po prawej stronie, zamiast skoku w dal i betonu jest teraz guma z liniami, oraz koszami do koszykówki,natomiast po lewej stronie murawa z bramkami, oraz skok w dal.-Szkoda, że nie widzieliście mojej miny hehe :).
-Tam jest wasza klasa.-Podeszłyśmy bliżej.Pani dyrektor coś powiedziała do pani ubranej na czerwono i panu w ciemnej karnacji.-Ja już idę, mam nadzieję, że zaprzyjaźnicie się z klasą.-Poszła.Pierwsza-nasza pierwsza, ich czwarta-lekcja nie była zbyt udana-Przynajmniej dla mnie,Susan już zdążyła się zaprzyjaźnić z kilkoma chłopakami.Na szczęście kilka minut przed dzwonkiem zeszliśmy, i gdy facet od w-fu otworzył drzwi zobaczyłam Ewę.Weszłam powoli, a gdy mnie zobaczyły, jak zaczęły piszczeć!
-Paula!-Podbiegła Ewa i zaczęła ''dusić''.
-Wiem, że się cieszysz, ale czy możesz mnie puścić?Dusisz mnie.-Puściła.
-Przepraszam, po prostu nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.
-Ta, ja też.
-Chodź przedstawię Cię reszcie.
-Oki.-Podeszłyśmy do stołu ludzi od sprzętu.
-Paula to jest Piotrek-Wskazała bruneta o brązowych oczach-Piotrek to Paulina.
-Hej.-Powiedziałam
-Hej.-Odpowiedział i zaczął splątywać kable.
-Daniela pewnie pamiętasz.To jest -Wskazała na bruneta, chyba starszego od reszty.-Filip.
-Hejka.-Powiedział.
-Hej, czy ty przypadkiem nie jesteś za stary na tą szkołę?
-Ja tu nie chodzę, tylko czasami przychodzę pomóc chłopakom i przy okazji zwiedzić szkołę.
-Aha.
-No to znasz wszystkich.
-Nom.
-Paula!-Ktoś krzyknął za mną, gdy się odwróciłam zobaczyłam Izę.
-Iza, cześć!-Przytuliłyśmy się.
-Co tam u Ciebie słychać?
-A dobrze.
-Cześć jestem Sandra, Monika-Wskazała na dziewczynę w lokowanych włosach.
-Hej.
-A to druga Sandra.-Wskazała na dziewczynę stojącą obok faceta od świetlicy.
-Aha.
-No to znasz prawie wszystkich  z naszej klasy.-Powiedziała Ewa.
-A Monia nie chodzi z Wami do klasy?
-Chodzi, tylko, że teraz wyszła do Mańka.-Drzwi od sali się otworzyły.Weszła Monia i Mariusz.-Własnie idzie.
-Paula!-Wrzasnął Maniek.
-Cześć, co tam?
-A spoko, a u Cb.?
-Też spoko, same nudy... .
-Przepraszam, czy mogę autograf?-Spytała się jedna z dziewczynek.
-Oczywiście.-Wzięłam od niej zeszyt i długopis.-Jak masz na imię?
-Oliwia.
-Dla Oliwii, największej fanki...- Zawahałam się, bo nie wiedziałam co mam napisać, czy Demi Lovato, czy Paulina Ignasiak.Stałam i gapiłam się w tą kartkę jakby coś miało z niej wyskoczyć.Szybko napisałam Paulina Ignasiak i oddałam Oliwii,popatrzyła na kartkę tak dziwnie, że pomyślałam,że zaraz zacznie wrzeszczeć i płakać, ale ona uśmiechnęła się i pobiegła pochwalić się koleżankom.Rozległ się dzwonek, dziewczyny powiedziały, że noszą sprzęt i spytały się, czy im pomogę, ale ja powiedziałam, że muszę iść na lekcję, bo pani chce mnie i Susan przedstawić klasie, i tak znów znalazłam się sama wśród nieznajomych.Stałam, wraz z Susan obok biurka pani, czując, że się czerwienię.
-Usiądźcie na chwilę, chcę coś ogłosić.

C.D.N. ....

wtorek, 31 maja 2011

Nie chce mi się.

To znaczy chce mi się, ale nie mam pomysłów.... naprawdę nie mogę nic wymyślić.... dlatego zawieszam bloga na jakiś czas.

wtorek, 26 kwietnia 2011

rozdział 37

Następnego dnia wstałam z obolałymi nogami i dobrym humorem, lecz przed śniadaniem mój humor zniknął. Właśnie schodziłam na dół, gdy usłyszałam rozmowę Jamesa z Susan.
-Naprawdę mogę?!
-Tak, ale obiecaj mi, że szybko wrócisz.
-Dzięki tato!-Szybko pobiegłam na górę do swojego pokoju . Po chwili wbiegła Susan.
-Słyszałaś?!
-Co?
-Mogę jechać!
-Gdzie?
-Do Justina!
-Nie wierzę, że chcesz się z nim spotkać!
-O co Ci chodzi?
-Przez niego Is zaszła w ciążę, poza tym Cię nie wpuszczą do niego.
-Justin będzie czekał na lotnisku.-Wyszła, ale zaraz się cofnęła.-Poza tym Is nie jest w ciąży, wymyśliła to by wszyscy się nią zainteresowali.-Wyszła.Nie wierzyłam Susan bo już wiele razy mnie okłamała, ale musiałam mieć pewność, dlatego napisałam do Is.
-Cześć Is, jesteś??
-Tak, a co?
-Mam do Ciebie pytanie...
-Jakie?
-Bardzo poważne
-Jakie?
-Czy na pewno jesteś w ciąży?
-Oczywiście! Co Ci przyszło do głowy, że..... niech zgadnę Susan to wymyśliła.
-Musisz odrazu ją osądzać?
-Tylko ona mogła coś takiego wymyślić.
-Zostaw ją w spokoju.
-Nie widzisz, że próbuje nas skłócić?
-Muszę kończyć, pa.
-Pa.-Wyłączyłam laptopa i położyłam się na łóżko, gdzie zaczęłam pisać piosenkę. Wyszło mi coś takiego:
*Patrzę na ludzi
i myślę...
Po co kłamać?
Dlaczego życie jest... takie okrutne?
Spalam się przy wszystkich, bo...

Chcę być tylko szczęśliwa
Chcę być sama,
Sama ze sobą bez nikogo.
Chcę być, chcę żyć
Chcę być, chcę żyć, bo już...

Idealny świat...
Jaki on jest?
Nikt nie jest  idealny, lecz...


Chcę być tylko szczęśliwa
Chcę być sama,
Sama ze sobą bez nikogo.
Chcę być, chcę żyć
Chcę być, chcę żyć...
Sama ze sobą..

Potem poszłam się przejść. Akurat przechodziłam obok jakiegoś domu, gdy zobaczyłam.......Piotrka z jakąś dziewczyną, całował ją. Stałam tam przez chwilę i gapiłam się do czasu, gdy Piotrek mnie zobaczył... odwróciłam się i poszłam w stronę domu.
-Zaczekaj!- Złapał mnie za ramię.
-Po co?Po to byś wcisnął mi jakieś kłamstwo?-Milczał.-Tak myślałam- Poszłam do domu.Wbiegłam cała zapłakana.
-Co się stało?-Spytała Susan
-Nic.
-Przecież widzę, że coś się stało.
-Pamiętasz Piotrka?
-Tego co przywiózł Cie wczoraj?-Zaśmiała się-Nie trudno go zapomnieć.Szybki jest chłopak.
-Ma inną.
-Naprawdę szybki.
-Dzięki, że mnie wspierasz.
-Chodź tu.-Przytuliłyśmy się.
-Proszę nie mów nic Jamesowi-James wszedł do domu.
-Czego ma mi nie mówić?-Próbowałam ukryć twarz ale się nie udało.-Co się stało?
-Piotrek ją zranił.
-Piotrek?Chyba nie ten od Barklerów, -Zaśmiał się.-Barkler to dobry chłopak, zawsze mówi prawdę.-Znów się zaśmiał.Nie wiedziałam o jakiego Baklera chodzi, ale tak chciało mi się płakać, ze pobiegłam na górę.Następnego dnia James oznajmił, że zaproszono nas do Barklerów.Nie chciałam iść bo wiedziałam, że on tam będzie, ale poszłam by nie zrobić wstydu ojcu, przecież jest wiceprezesem.
-Witaj James.-Powiedział mężczyzna. Po granatowym garniturze poznałam, że to prezes.
-Witaj Karol, co słychać u twojego syna?
-Od dwóch dni jest jakby zahipnotyzowany.
-Te nastolatki nigdy ich nie zrozumiemy.-Zaśmiali się.
-Tak, to prawda.
-Karol poznaj moje córki Susan oraz Pauline.
-Miło mi.-Uśmiechnął się.
-Nam także.-Powiedziałam.
-No dobrze my idziemy pogadać, a wy się rozgoście. Bym zapomniał, jak będziecie czegoś potrzebować poproście Piotrka, powinien gdzieś tu być.-jeszcze czego.James i Karol poszli do jakieś sali,Susan poszła zagadać jakiegoś chłopaka, a ja zostałam sama.
-Cześć.-Odwróciłam się i zobaczyłam Piotrka.
-Nie chcę z Tobą gadać.
-Przykro mi, ale ja z tobą muszę.
-Niby dlaczego?
-Jestem synem prezesa,poza tym to moja impreza, wiec muszę zabawiać gości.
-Zaraz, zaraz, to o Tobie gadał mój ojciec.Ty nazywasz się Barkler.
-We własnej osobie.-Odeszłam, ale ten pobiegł za mną.
-Dlaczego się złościsz?
-Bo jesteś kłamcą, wgl. jesteś inny niż wszyscy mówią.
-Bo przy nich nie mogę być sobą.
-Widzisz znowu kłamiesz.
-Co?
-Przykro mi, ale zaraz mam występ.
-Teraz na scenie zobaczymy córkę naszego wiceprezesa Jamesa, Pauline.-Weszłam na scenę i zaczęłam śpiewać:
*Czasami siadam i myślę,
Po co poznałam Ciebie.
Jesteś szalony i zabawny,
Lecz nie umiesz, mówić prawdy.

Nie, nie kochanie nie kłam
Wiesz, ze i tak
Nie masz szans.
Więc po co pogarszasz 
Sprawę...
Skoro nie ma już nas.

Idę ulicą i widzę,
Jak tulisz i ją całujszesz.
Mówisz, że to tylko znajoma,
Lecz myślę, że to coś więcej.

Nie, nie kochanie nie kłam
Wiesz, ze i tak
Nie masz szans.
Więc po co pogarszasz 
Sprawę...
I tak nie ma już nas.


Gdy skończyłam śpiewać, wszyscy mi klaskali oprócz Piotrka, który wiedział, co mam na myśli.

P.S. ta *to moje dzieło :).Sama napisałam te piosenki.

piątek, 22 kwietnia 2011

rozdział 36

Siemka!Hehe... :)
Co tam u was słychać nowego? Mnie cały czas boli głowa! Dobra, muszę Wam powiedzieć, że ostatni rozdział mi się nie podobał :/ a może żadny z nich nie jest fajny?? Nie wiem, ale ostatni był okropny dlatego dziś postaram się napisać ekstra rozdział! :p

Gdy przyjechaliśmy na miejsce, czyli do domu James'a Susan zaczęła narzekać.P.S. Dom wygląda tak
-Ładny, ale osobiście wolę rezydencję Orlanda.
-To może się wrócisz, będzie więcej wolnego miejsca
-Przestańcie to nie czas byśmy się kłócili. -Weszliśmy do domu.Wszystko było takie cudowne a tu macie zdjęcia wszystkich pomieszczeń :P:
Salon:
Balkon :
Łazienka (hehe :P):
Mój pokój:
Do pokoju Susan nie mogłam wejść, a do James'a nie zamierzałam.
Jadalnia:
Kuchnia:
I schody :

Pierwszego dnia normalnie zdychałam! Jak można jeść kurę?! Ja nienawidzę kury, nie wiem czemu.... Jak już wspomniałam o kurze to powiem o co z nią chodzi. No więc kura była na obiad bleee.....



Na szczęście popołudniu mogłam wyjść z domu i pozwiedzać.James powiedział, że do miasta idzie się godzinę, że lepiej jechać samochodem niż iść na piechotę , więc nie raczyłam iść do miasta, natomiast poszłam przejść się po polu, gdzie spotkałam chłopaka... chyba pracował.
-Cześć.-Odwrócił się.
-Hej, znamy się?
-Jestem tu nowa, moim ojcem jest James Ignasiak.
-A... tak, twój ojciec mówił, że przyjeżdżają do niego córki. Powiedział, że mieszkacie w Ameryce.Mówił też,że ostatni raz byłyście u niego 2 miesiące temu,ale jakoś Was nie widziałem.-Ale kłamczuch z Jamesa pomyślałam.
-Tak, byłyśmy, ale na chwilę ponieważ chodzimy do szkoły, a przyjechałyśmy w sobotę wieczór, a rano musiałyśmy już wracać.
-Szkoda....No ale teraz możemy lepiej się poznać.....chyba, że jutro wyjeżdżasz....
-Nie. Zostaniemy tu trochę....
-To świetnie!....może.... może,..pójdziesz jutro ze mną do miasta?
-Chętnie



-Przyjdę po Ciebie ok.12:00 oki?
-Dobra.-Spojrzałam na zegarek.-Muszę już iść.Pa.
-Pa-Poszłam do domu uśmiechnięta od ucha do ucha, ale gdy weszłam do środka zobaczyłam wściekłego Jamesa.
-Gdzieś ty była?! Wiesz która jest godzina!
-Byłam na jakimś polu, spotkałam tam fajnego chłopaka jutro idę z nim do miasta.
-Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie zaczniesz mnie traktować poważnie!
-Zacznę cie traktować poważnie tylko wtedy, gdy ty przestaniesz kłamać-Poszłam na górę do swego pokoju.Położyłam się na łóżku,włączyłam laptopa i  weszłam na gg.Napisała do mnie Alice.
-Hejka co tam?
-Cześć, nudy.
-A jak nowe miejsce?
-Może być.... moim zdaniem jest tu ładnie, ale tęsknie za N.Y., za tobą i za wszystkimi.
-My za Tobą też.To Sasha.Nieprawda!Bo Natalie! :P
-Cześć dziewczyny, co tam u Was?
-A nic nowego- Sasha, Carol poprosił mnie o chodzenie!-Natalie
-Serio??
-No! Podszedł do mnie i spytał się czy chciałabym zostać jego dziewczyną... ahhhh.... :). A co tam, u Ciebie?Poznałaś już kogoś?-Sasha.
-Tak, spotkałam pewnego chłopaka...
-Jak ma na imię?
-...y.... nie wiem.
-Poznałaś chłopaka i nie wiesz jak ma na imię?????!!!
-Nie zdążyliśmy się poznać, musiałam iść do domu :/
-Ojciec??
-Ja nie uważam, że jest moim ojcem, nigdy nie był przy mnie gdy go potrzebowałam natomiast Orlando i Rosalia byli przy mnie gdy mojego ojca i matki nie było!
-Paula|! Uspokój się.
-Jestem spokojna, dobra ja lecę papa
Wyłączyłam laptopa i poszłam spać.Następnego dnia wstałam o 8:25. Wzięłam zimny prysznic, ubrałam się i zeszłam na dół.
-Dzień dobry kochanie-Powiedział James
-Nie jestem twoim kochaniem, tylko córką i dlatego wolę jak zwracasz się do mnie córeczko lub Paula innych słów nie chcę słyszeć.
-Jak ty się do mnie zwracasz!
-Mam pomysł, zjemy spokojnie śniadanie bez żadnych kłótni, a potem nie zobaczysz mnie do godz. 20:00 jasne?
-Ja muszę już iść do pracy, ale mam nadzieję, że jak wrócę będziesz bardziej miła.
-Nie oczekuj cudu.-James wyszedł, a ja w spokoju mogłam zjeść śniadanie.Po kilku godzinach zadzwonił ktoś do drzwi.Poszłam je otworzyć.
-Cześć... y...
-...Piotrek
-Cześć Piotrek, ja jestem Pauline, ale możesz do mnie mówić Paula.
-Hejka Paula.
-Czekaj tylko wezmę bluzę.-Wzięłam bluzę z sofy i wyszłam z domu.
-Słyszałam, że dość długo idzie się do miasta.
-Ale my nie idziemy tylko jedziemy.-Pokazał na swój samochód.
-Żartujesz??
-Co?
-Przecież ten samochód jest wart z jakieś 153 tysiące!
-Zgadłaś.
-Stać Ciebie na niego?-Chyba poczuł się urażony.
-Dostałem go od taty twierdzi, że nasza rodzina musi się prezentować. Nie zniósłby tego, że spotykam się ze zwykłą dziewczyn.-Co za cham! Wsiedliśmy i od razu ruszyliśmy.
-Aha...
-Bez urazy...
-Spoko.
-Po prostu wychował się wśród niewłaściwych ludzi.Mam szczęście, że nie jestem taki jak on.
-Tak, masz szczęście.-Przez resztę drogi nie rozmawialiśmy;dopiero, gdy dojechaliśmy coś powiedział.Cały dzień był całkiem udany, szkoda tylko, że musieliśmy wracać bo dochodziła 20.
-Nie chce mi się wracać :(
-Też bym nie wracał, ale niestety musimy.
-:(
-Uśmiechnij się, jutro też jest dzień :)
-:)Masz rację.-Wsiedliśmy do samochodu  i pojechaliśmy w stronę mojego domu.Gdy dojechaliśmy Piotrek otworzył mi drzwi od samochodu Ale z niego dżentelmen,a nawet odprowadził do drzwi!
-Dobranoc.
-Zaczekaj....-Złapał mnie za rękę.
-Tak?-Chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam.
-Coś się stało?
-Nie, tylko....miałam już paru chłopaków i się zawiodłam na nich.
-Nie rozumiem.
-Będzie lepiej jak się poznamy lepiej.
-Dobra.
-Dzięki.-Weszłam do domu i usiadłam na schodach.W jego oczach było widać zawód,a jednocześnie nadzieję.
-Paula!-Podskoczyłam ze strachu.
-Możesz mnie nie straszyć!
-Gdzieś ty się podziewała!
-Byłam w mieście.
-Martwiłam się o Ciebie, mogłaś chociaż wziąść telefon.
-Wzięłam, ale rozładowała mi się bateria.
-Można umrzeć przy tobie.
-Dlaczego się tak martwisz o mnie, co?
-Bo jesteś moją siostrą.
-Na pewno jest inny powód.
-Justin dzwonił.-zaśmiałam się.
-Nie mogłaś wymyślić lepszego wytłumaczenia?
-Naprawdę. Mówił, że tęskni za mną i że chce się spotkać.
-Odmówiłaś mu prawda?
-Tak, ale...
-On Cię zranił, rozumiesz to? Okłamał Cię.
-Tak, ale na pewno miał jakiś powód. To dobry chłopak, sława nie uderzyła mu do głowy.
-Oszalałaś!
-Paula, ja go znam, wiem jaki jest. On nigdy by mnie nie okłamał.-Poszła na górę.

C.D.N. ................ :P

czwartek, 7 kwietnia 2011

35

Szybko wybrałam numer Davida.
-David?
-Ta....
-Mati miał wypadek.
-I co z tego?
-Jesteś jego bratem, musisz mu pomóc!
-Dobra, gdzie miał ten wypadek?
-Nie wiem, powiedział, że jedzie do mnie i.... David jestes?-Nikt się nie odezwał, więc odłożyłam słuchawkę.
------Kilka minut później---------
-Przestań tak chodzić bo to mnie denerwuje.
-Przykro mi, ale się stresuje, a co jak mu coś się stało?
-Jakieś 30 minut temu krzyczałaś,że go nienawidzisz i nie chcesz go widzieć.
-Wiem , ale martwię się o niego.
- Przerażasz mnie.
-Wiem ja też czasami się siebie boje.-Mama weszła, miała smutną minę.
-Mamo coś się stało?
-Muszę z wami porozmawiać.-Usiadła na kanapie obok Susan.
-O czym?
-Jame's chcę się z wami zobaczyć.-Wściekłam się.
-Czego ten kłamca chce, przecież powiedziałam mu, że nie chcę go widzieć.
-On tęskni za wami.
-Może.... może nawet umierać, a nie polecę do niego by się z nim pożegnać.
-Pauline-Mama wstała.
-Zostaw mnie! Nie polecę do tego kłamcy za żadne skarby!- Pobiegłam do góry.
-Kochanie...-Pukała mama.
-Zostaw mnie...
-Jadę na gale, wrócę dość późno obiad masz na stole.... -Odeszła.
----Kilka godzin później-----------
Do pokoju weszła mama, udawałam, że śpię.
-Córciu śpisz?-Przewróciłam się na drugi bok..- Chcę Ci powiedzieć, że... trudno mi to mówić, ale...... przeżyłaś przez te kilka miesięcy wiele rozczarowań, dowiedziałaś się, że wielu ludzi kłamie, co chwilę zrywałaś i miałaś chłopaka.... nie chcę Cie już okłamywać dlatego powiem Ci prawdę.... Jame's razem z ojcem Mateusza uratowali mnie z katastrofy, gdy obudziłam się w szpitalu zobaczyłam tylko ojca Mateusza, lecz Jamesa nie było.... gdy się spytałam gdzie jestem powiedział, że u niego w domu i , że uratował mnie, dodał także, że James powiedział żebym zaopiekowała się jego córką, nie wiedziałam co mam robić przestraszyłam się, zaczęłam uciekać, ale przewróciłam się, a później obudziłam się w jakimś domu z tobą obok łóżka, serce nie pozwalało mi abym zostawiła Ciebie wiec wzięłam.... Kochałam i opiekowałam się tobą jak własnym dzieckiem... gdy James zadzwonił, przestraszyłam się, że was stracę ,ale serce mówiło, że lepiej będzie jak poznacie prawdę.... Susan już powiedziałam, mam nadzieję, że nie śpisz. Jutro wyjeżdżacie, przynajmniej Susan, twój.... tata przyjeżdża o 11:00 jak sie zdecydujesz ... wiesz co robić .-Wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi,a ja wyszłam na balkon i patrzałam sie w księżyc.
-----------następnego dnia---------
-Cześć James.
-Witaj Pauline.
-Tata!-Krzyknęła Susan i podbiegła go przytulic.
-Cześć córciu.
-Jak się cieszę, że tu jesteś.
-No wsiadaj jedziemy...- Wtedy zza progu wyszłam ja, wszyscy spojrzeli na mnie, a ja podeszłam do mamy i pożegnałam się z nią mówiąc ,, dziękuję Ci że powiedziałaś mi prawdę.'' i wsiadłam do samochodu.Zaraz po mnie wsiadła Susan i James.
-No to jedziemy!-Uśmiechną się do nas, ale ja włożyłam słuchawki i udawałam, ze tego nie widzę.Odjechaliśmy... już na zawsze pożegnałam się ze wszystkimi, z Matim i Davidem, z dziewczynami, z moimi przyszywanymi rodzicami, ze wszystkim co kochałam.... .Gdy dojechaliśmy na lotnisko przypomniało mi się co mama mi mówiła w nocy,co James zrobił dla mojej mamy, ale także jak ją potraktował, miałam pomieszane uczucia, więc i też zły humor.Gdy ojciec poszedł do kasy Susan do mnie zagadała.
-Dlaczego jesteś taka wściekła?
-Nie chcę o tym gadać.
-James jest dobrym człowiekiem, dzięki niemu będziesz mogła zacząć normalne życie, bez tych wszystkich sław,wampirów, wilkołaków i reszty osób.
-W tym jest problem, że nie chcę o niczym zapomnieć, nie chcę zacząć normalnego życia.
-Jesteś dziwna, dziwię się, że jesteśmy siostrami.-Podszedł do nas James, pierwszy raz od czasu gdy go znam dziękowałam mu, że jest w moim pobliżu.Poszliśmy do samolotu, mieliśmy 2 miejsca obok siebie i jedno obok kogoś innego, szybko wzięłam ten 3 bilet i usiadłam na wyznaczonym miejscu, na początku się bałam, ze wzięłam zły bilet, ale po chwili usiadł obok mnie jakiś pan i całą podróż przespałam . Gdy dolecieliśmy stewardessa mnie obudziła.Od razu gdy wysiadłam zauważyłam, że jesteśmy w Polsce, no i znów wróciły wspomnienia.....

Mam nadzieję, że się podoba
Pozdrawiam
Paulina

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Uwaga!

Witajcie
Przed chwilą zmieniłam ustawienia i teraz każdy może komentować mój blog.
Pozdrawiam
Paulina

sobota, 26 marca 2011

Pytania.

Hejka wszystkim!
Mam kilka pytań:
1.Czy ktoś czyta tego bloga?
2.Jezeli ktoś go czyta, to co chciałyby w nim zmienić?
3.O czym chciałbyś/chciałabyś czytać bloga?
4.Mam znów pisać o Justinie?
5.Chcesz abym zaczeła pisac o tobie?
To narazie te pytania.Jeżeli odpowiedzą przynajmniej 2 osoby chociaż na jakiekolwiek pytanie będe dalej pisac bloga.
Pozdrawiam Paulina :)