poniedziałek, 9 lipca 2012

rozdział 62

Chodziłam po lesie. Ostatnio spędzam tu dość dużo czasu rozmyślając nad wszystkim, ale tym razem wybrałam się tylko po to by się przejść. Chodząc tak i słuchając wszystkiego wokół zobaczyłam jasne światło. Wyłonił się z niego mężczyzna i szedł w moim kierunku.
- Aniele, musisz żyć.
- Tata?
- Nie przejmuj się. Dasz radę.
- Dlaczego pojawiasz się w jakimś świetle?
- Kochanie, ja nie żyję.
- Co?
- Umarłem gdy próbowałem Cię ocalić.
- Ocalić? Dlaczego?
- Nigdy nie chciałem byś była z jakimkolwiek wampirem. Od wielu lat polowałem na nie i opiekowałem się Tobą oraz twoimi siostrami. Twoja matka wystarczająco zhańbiła naszą rodzinę. Nie mogłem pozwolić byście i wy tak postąpiły.
- Nasza matka była dobrą kobietą! Nigdy nie pozwoliła by stała nam się krzywda!
- Ona była wampirem!
- Ja też! -Schyliłam głowę. - Przepraszam. Nie powinnam podnosić głosu.
- Paulina!
- Co?!
- Paulina obudź się!  -Nic z tego nie rozumiałam. Światło zaczęło gasnąć.
- Tato? Tato nie odchodź! Nie teraz. - Łza spłynęła mi po policzku gdy światło zniknęło. Obudziłam się w swoim pokoju u Salvatorów. Przed sobą zobaczyłam siedzącego na łóżku Mateusza. Za nim stał David, który patrzył się w przestrzeń.
- Mateusz.  -Mati przytulił mnie a ja się rozpłakałam.
- Dosyć tej głupiej sceny. Masz gościa. - Zdziwiłam się. Od dawna nie widziałam nikogo oprócz Moniki i Isabell.
- Kto to?
- Twoja siostra. Czeka na dole.  -Szybko wybiegłam z łóżka, ale zaraz tego pożałowałam gdyż zakręciło mi się w głowie i poleciałam na ziemie.Nie jestem pewna, ale chyba zobaczyłam zmartwioną twarz Davida. Mateusz pomógł mi wstać. Przelotnie spojrzałam na Davida. Nic nie zauważyłam. Jakby w ogóle się tym nie przejął. Mati pomógł mi się położyć do łóżka.
- Musisz odpoczywać. Ja pójdę po twoją siostrę, ty tu leż. -Gdy Mateusz wyszedł zaczęłam się przyglądać Davidowi. Stał jak posąg, ale wiedziałam, że mnie obserwuje. Gdy usłyszałam jego głos przeszły mnie ciarki.
- Co się tak gapisz? Ducha zobaczyłaś?
- Nie. Po prostu... gdy tak na Ciebie patrzę serce mi się kraja. Dlaczego znów jesteś taki oschły Davidzie? Dlaczego znów mnie odtrącasz?
- Bo Cię Kocham Paulino. Za każdym razem gdy patrzę jak cała uśmiechnięta biegniesz w stronę Mateusza, jak go całujesz, jak... jak walczysz z uczuciem do mnie... mam już tego dość.
- Davidzie ja...
- Kochasz Mateusza. Wiem.
- Przepraszam. Może gdybym poznała Cię szybciej...
- Nic by to nie zmieniło. Elena poznała mnie jako pierwszego a i tak wybrała Mateusza. To już chyba przekleństwo.
- To żadne przekleństwo Davidzie. Po prostu masz pecha. - David zaśmiał się sarkastycznie.
- I to dużego. - David zbliżył się do mnie. - Zrobisz coś dla mnie? - Wyszeptał.Patrząc na niego osłupiała wyszeptałam:
- Co takiego?
- Zapomnij o tej rozmowie. - Chciałam powiedzieć żeby nie wymazywał mi pamięci, ale nie zdążyłam. Moje powieki się rozszerzyły, potem zamrugałam kilka razy. Rozejrzałam się po pokoju. Davida nie było. Zamiast niego do pokoju wszedł Mateusz z Susan. Moja siostra od razu podbiegła do mnie i mnie przytuliła. Zaczęła płakać.
- Co się stało Sus?
- Tato miał wypadek razem z Elizabeth. James zmarł na miejscu a Elizabeth leży w szpitalu w ciężkim stanie.
- Susan ja to wiem, ale dlaczego mi to mówisz teraz?
- Skąd wiesz?
- Tata pokazuje mi się w snach.Ale to teraz nie jest najważniejsze. Dlaczego tak długo z tym zwlekałaś?
-Elizabeth od kilku dni jest w śpiączce. Lekarze mówią, że szanse na to że się przebudzi są 10 procentowe. Paulina. Straciłam już ojca i matkę, nie chce stracić macochy.
- Nie stracisz. Zobaczysz. Elizabeth jeszcze się przebudzi i złoi Cie za to że nie sprzątasz - Susan się zaśmiała.
- Tak. Zawsze o to się czepiała.
- Nie mów tak jakby nie żyła.
- Przepraszam. Martwię się.
- Wiem, wiem

Is leżała na łóżku i przeglądała stronę gwiazdunie.pl gdy usłyszała dźwięk dzwonka oznaczający, że ktoś stoi za drzwiami. Isabella wstała leniwie i poszła do drzwi. Spojrzała do wizjera i zobaczyła Justina. Energicznie otworzyła drzwi.
- Justin co... - Zamilkła gdyż Bieber wyjął zza pleców bukiet zrobiony z różnorodnych roślin. Jemioły, niezapominajki, kaczeńca, czerwonych róż i tulipanów. Bukiet wyglądał pięknie.
- To dla Ciebie. - Dając go mi, uśmiechnął się
-Po co przyszedłeś.
- Nie wierzę, że mnie nie kochasz. Nie można przestać kochać z dnia na dzień. Dlaczego ode mnie odeszłaś?
- Justin, nie kocham Cię. Zrozum to. - Mówiąc to Is czuła że w jej gardle rośnie wielka gula.
- Nie wierzę.
- Uwierz.
- Wtedy. W Gdańsku. Mówiłaś,że mnie kochasz. Co się od tego czasu zmieniło?  -Is zaczęła płakać.
- Od tego czasu niewiele Justin. Ale... od śmierci Pauliny wiele. Nie mogę Ci nic powiedzieć bo... gdybym Ci powiedziała uznałbyś mnie za wariatkę.  -Justin dotknął ramienia Is.
- Nigdy tak nie myślałem i bym nie pomyślał.
- Justin. - Is przytuliła ukochanego i się rozpłakała.

środa, 4 lipca 2012

rozdział 61

Mateusz wrócił popołudniu. Pierwszy raz w życiu widziałam go wyczerpanego. Może nie dawał po sobie pokazać, że potrzebuje krwi, ale ja to widziałam. Miał podkrążone oczy, bladą twarz i ledwo chodził.
Stałam właśnie przy oknie w bibliotece gdy usłyszałam Davida i Mateusza jak się kłócą. Spróbowałam podsłuchać.
- Pozwoliłeś jej wejść do tego pokoju?! Zwariowałeś?!
- Spokojnie!
- Jak mam być spokojny kiedy wiem, że ona tam weszła! Specjalnie zamknąłem te drzwi by tam nie weszła.
- Nic nie wzięła.
- Jesteś tego pewny? - Zbladłam. Przewijały mi się tysiące myśli przez głowę, ale jedna najczęściej " Proszę nie mów mu, błagam"
- Jestem. - Wypuściłam powietrze. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że je wstrzymałam. Poczekałam aż pójdą i potem sama ruszyłam do salonu po drodze biorąc whiskey. Usiadłam obok Mateusza i wzięłam łyk trunku.
- Nie powinnaś pić. - Powiedział Mati.
- Dlaczego? -Spytałam.
- Bo to niszczy organizm. -Patrzyłam na Mateusz i nie mogłam wydusić słowa.
- Niech pije. Jest pełnoletnia to teraz niech dba o siebie sama. - Odparł David popijając Burbon.
- Może i ty se niszczysz organizm, ale nie pozwolę na to Elenie! - Zapadła cisza. Ja trzymałam wzrok na podłodze, David trzymał alkohol w ręce i się nie odezwał - co jest dziwne jak na niego- a Mateusz zbladł. - Przepraszam. Pójdę się położyć. - Mateusz wstał. Chciałam go powstrzymać.
- Mateusz! - Nie słuchał... albo nie słyszał. Tak po prostu se wyszedł.
- Chcesz?  -Spytał David podając mi burbon.
- Dajesz mi alkohol? Nie masz za grosz uczuć?
- Jestem wampirem. To nie leży w mojej naturze. - Spojrzałam na niego z obrzydzeniem.
- Gdyby to nie leżało w twojej naturze to byś mnie wydał. Dziękuję Ci za to, ale jeden dobry czyn nie odkupi miliona złych Davidzie. Zapamiętaj to sobie.  -Wyszłam. Słyszałam jak po chwili burbon roztrzaskuje się na ścianie. Chciałam się wrócić. Nawet nie wiem dlaczego ,ale chciałam, lecz mózg podpowiadał mi, ze nie powinnam tego robić.

-Justin? Muszę z Tobą o czymś porozmawiać. Gdzie możemy się spotkać? - Spytała Is trzymając się kurczowo kołdry.
- Za 5 minut mam przerwę. Może spotkamy się w mieście? Bam Bam Cafe?
- Wolałabym bardziej ustronne miejsce.
- Tam gdzie zawsze?
- Okej. - Is rozłączyła się. Ubrała na siebie bluzę z kapturem - gdyż na dworze szalał deszcz - i buty i szybko wybiegła z domu. Dopiero gdy dotarła do Gdańska już się nie śpieszyła. Wszystkie słowa, które wcześniej poukładała se w głowie plątały jej się.
- A co jeżeli nie dam rady? - Spytała na głos. Przestraszyła się gdy ktoś jej odpowiedział na szczęście był to Justin.
- Co się nie uda?
- Ja.. ten.. no... - Spuściła głowę. Była tak roztrzepana, że nawet nie spostrzegła kiedy dotarła na miejsce. - Musze z Tobą porozmawiać. - Powiedziała cicho.
- Okej. Może pójdziemy gdzieś pod dach? Strasznie pada. - Is czuła jak pada coraz mocniej, ale nie chciała by ktokolwiek ich zobaczył.
- NIE! - Justin który złapał Is za rękę puścił ją.
- Dlaczego?
- Bo... bo ja...ty.. my.. my nie...
- No wykrztuś to wreszcie. - Is zaczęła płakać. Justin zobaczywszy to przytulił ją. Czuła bijące od niego ciepło. Nie chciała tego stracić. Justin był dla niej całym światem. Razem opiekowali się Lilli mimo iż to nie było dziecko Justina. On poświęcił dla niej całą karierę, wszystko żeby tylko być z nią a ona jak mu się odpłacała? Pozbieraj się! To dla dobra twoich przyjaciół! -Przepraszam. Nie chciałem.
- Justin my... my nie... nnniee..- Is łkała.Justin patrzył is w oczy.
- Spokojnie kochanie. Może poczekać. - Justin chciał ją przytulić ,ale ona go odtrąciła.
- Nie może. Chodzi o to, że... my nie... nie możemy być razem! - Justin stał dęba. Otwierał i zamykał usta. W końcu wykrztusił coś co miało znaczyć
- Dlaczego?
- Nie mogę powiedzieć. Gdybym Ci powiedziała... przepraszam. Musze iść. - Justin złapał Is za ramię
- Chodzi o to, że Cię zostawiłem? - Is rozmazał się cały makijaż. Wiedziała, ze wygląda jak klaun, ale miała to gdzieś, chciała jak najszybciej już obie pójść.
- Nie.
- W takim razie o co? - Justin nie słysząc żadnej odpowiedzi powiedział - Chodzi o tego James'a tak? Wolisz go ode mnie?
- NIE! Ja Ciebie kocham idioto! Jeżeli tez mnie kochasz to proszę. Nie pytaj o powód tylko po prostu pozwól mi odejść. - Justin puścił ramie Is.
- Będziemy kiedyś znów razem? - Spytał bardzo cicho. Is chciała mu wyszeptać, że zawsze będziemy, ale nie dała rady. Odwróciła się napiętym krokiem i ruszyła przez miasto zostawiając Justina za sobą.