sobota, 30 lipca 2011

rozdział 41

-Jedziemy do Ameryki.-Ogłosił ojciec zaraz po swoim przyjeździe.
-Ale po co?Tu jest nam dobrze!
-Ja muszę jechać bo mam pracę, Susan jedzie do tego...no tego...
-Justina Biebera .-Powiedziałam sucho.
-Właśnie.-Ciągnął dalej ojciec.-I dlatego nie zostawię Ciebie samej tutaj.
-O! Teraz się o mnie martwisz, tak?!A wcześniej jak wyjeżdżałeś zostawiłeś mnie samą do sprzątania, gotowania,prania i innych rzeczy. Naprawdę, dzięki za troskę, ale sama se poradzę.
-Nie zostawiłem Cię samej miałaś Susan do pomocy.
-Serio?Jakoś nie zauważyłam.Gdybyś znał dobrze Susan wiedziałbyś, że ona się nie tyka takich rzeczy.Bardziej woli imprezy od tego.
-Przykro mi, nie wiedziałem.
-Właśnie.Nie wiedziałeś, bo nie byłeś przy nas gdy dorastałyśmy, nie byłeś gdy mama umarła.Nigdy przy nas nie byłeś.-Łzy zaczęły płynąć mi po policzku.-Gdy miałam 5 lat i spytałam się mamy, gdzie jest tata ona powiedziała, że nie żyje.Przez te wszystkie lata pozwoliłeś bym myślała, że umarłeś i ty nagle zjawiasz się kilka lat po śmierci mamy i mówisz, że jesteś moim ojcem.Wiesz jak się czułam?-Nie czekając na odpowiedź ciągnęłam dalej-Czułam się jak totalna idiotka.Jak osoba, która wystąpiła nago przed tłumem ludzi a potem żałowała.Tak się czułam.Żałowałam, że mama umarła, a także że ty nie zginąłeś.Ciągle mówiłam Susan, że tata nie żyje.Nie widziałeś jej wzroku, kiedy spojrzała na mnie i spytała dlaczego kłamałam.Ale ja jej nie mogłam odpowiedzieć, bo sama chciałabym wiedzieć dlaczego mama tak powiedziała, ale teraz już wiem.-Tego dnia nic nie jadłam, tylko płakałam.Niestety moja scena i wszystko co powiedziałam na nic się zdały, gdyż oto właśnie siedzę w hotelu Lake Quinault Lodge w Waszyngtonie.Postanowiłam wyjść na zewnątrz i coś zrobić z sobą.Nie miałam nic przeciwko temu miejscu bo było bardzo ładne.Jezioro, las nawet ludzie byli mili, ale ja i tak nie miałam co tu robić.Susan wczoraj pojechała do Justina i mnie zostawiła z ojcem, który ciągle siedzi przy kompie i blokuje mi kontakt z rzeczywistością ech... :/.No trudno.Przez ojca zajętego pracą i doskwierającą samotność byłam zmuszona wybrać się na spacer.Weszłam do lasu i szłam wytyczoną ścieżką.Nagle zauważyłam, że coś się dzieje kilka metrów dalej.Podeszłam.
-Przepraszam.Tu nie wolno chodzić.-Powiedział policjant, gdy podeszłam trochę bliżej.
-Przepraszam, nie wiedziałam.-Po chwili spytałam.-Co tu się stało?
-Jakieś zwierze rozszarpało człowieka.To już trzeci raz w tym miesiącu.
-Ale jakie to zwierze?
-Zawsze jesteś taka dociekliwa?
-Można tak powiedzieć.
-Posłuchaj dam Ci radę.-Przybliżył się i ściszył głos.-Nie mieszaj się do tego a na pewno przeżyjesz.-Potem odsunął i zaśmiał.-Ta okolica jest niebezpieczna, lepiej samemu tu się nie włóczyć.-Przestraszyłam się go.Odwróciłam się i szybko ruszyłam z powrotem do hotelu.Z tyłu usłyszałam słowa ,,Pamiętaj moje słowa!''Zaczęłam szybciej iść.Prawie że biegłam!
     Następnego dnia,przy śniadaniu spytałam się Jamesa, czy coś wie o tych morderstwach i tym policjancie.
-Coś tam ludzie mówią, ale ja się ich nie słucham.Dobrze wiesz, że nie lubię plotek-Właśnie, że nie wiem.Po chwili powiedział.-Tego policjanta znam. Spotkałem go w mieście i powiem Ci, że to miły człowiek.Nie wiem co znowu se ubzdurałaś.Poza tym kto Ci pozwolił odejść od hotelu?
-No...nikt.nie zmieniaj tematu.
-Nie zmieniam.Po prostu nie chcę byś się w to mieszała...-Ale dlaczego?-policja się tym zajmuje.Zostaw to w spokoju.-Spojrzał na zegarek.-Muszę już iść.-On coś wie.Muszę to od niego wyciągnąć!Ale jak?
-Tato!-Czemu to zrobiła?Dlaczego zawołała do niego tato a nie James?To działa bo się odwrócił.
-Tak?
-Zawieziesz mnie do miasta?
-Ale po co?-Bo muszę znać prawdę!
-Ty jedziesz do pracy a ja nie będę miała co robić w hotelu. Chce coś se wypożyczyć  z biblioteki.Jeżeli nie to mogę pójść do lasu....
-Masz 10 minut by się przygotować.Będę czekać przy samochodzie.-Tak!
-Dzięki!-Szybko pobiegłam do pokoju.Wzięłam bluzę i pieniądze na książki.Po 5 minutach byłam już w samochodzie.
-No to jedziemy!-James odpalił samochód i pojechaliśmy do miasta.Gdy zobaczyłam budynki i napis ,,U Eliz'' po angielsku wykrzyknęłam:
-Cywilizacja!Żyjemy!
-Nie ciesz się tak zbytnio.Masz 4 godziny.Spotkamy się tutaj.-James zatrzymał samochód pod biblioteką.
-Ale co ja mam robić przez 4 godziny?-Tak naprawdę potrzebowałam więcej, ale on o tym nie wiedział.
-Nie wiem, idź na zakupy.
-Nie mam tyle kasy.-James dał mi 100 zł.
-Wykorzystaj to na rzeczy przydatne, bo kieszonkowe dostaniesz dopiero za 4 tyg.
-Ale żeś mnie pocieszył.-Wysiadłam i weszłam do biblioteki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz